Jednak czasy się zmieniają i obecnie członkiem wspólnoty nie jest już osoba przez całe życie mieszkająca w jednym miejscu lub posiadająca nieruchomość tylko w jednej gminie. Może nią być np. cudzoziemiec z terenu Unii Europejskiej, którego przebywania na terenie Polski nie odnotuje żaden rejestr.

Członek wspólnoty może też mieszkać na terenie jednej gminy, a pracować w sąsiedniej. Na skutek większej mobilności (statystyczny Polak zmienia miejsce zamieszkania przeciętnie 5 razy w ciągu całego życia, a liczba ta stale rośnie) dotychczasowe proste wyznaczniki statusu mieszkańca skomplikowały się: obywatel to nie chłop pańszczyźniany przywiązany do ziemi. Cele życiowe poszczególnego człowieka powinny więc móc zostać zrealizowane poprzez możliwość udziału w prawach członka więcej niż jednej wspólnoty na danym poziomie samorządu.



Samo państwo powinno zaś zmierzać do tego, by warunki realnego uczestnictwa w danej społeczności lokalnej zachęcały do maksymalnej partycypacji w jej funkcjonowaniu. W najbardziej rozwiniętych krajach europejskich (m. in. Holandii, Norwegii, Szwecji, Wielkiej Brytanii) widać już proces walki państw o obywateli, a wspólnot o mieszkańców, do którego Polska musi dołączyć.


Teraz członkiem wspólnoty jest u nas osoba przypisana do jednej, konkretnej gminy. Tylko mieszkańcy gminy tworzą bowiem z mocy prawa wspólnotę samorządową (art. 1 ust. 1 ustawy o samorządzie gminnym). Tymczasem ludzie się przemieszczają, wiec takie podejście się zdezaktualizowało.

Obywatele mogą większą część dnia spędzać w dużym mieście, pracując w nim, ale mieszkać poza jego granicami. Często też posiadają nieruchomość (np. dom letniskowy) w gminie, której nie są mieszkańcami, choć nie zwalnia ich to z obowiązków finansowych na jej rzecz – płacą podatek od nieruchomości. Równocześnie obecna wąska definicja członka wspólnoty nie pozwala im współdecydować o sprawach takiej jednostki, mimo że regularnie wnoszą tam daninę. Prawo nie może przypisywać ludzi do ziemi, tym samym sztucznie ograniczając ich przynależność tylko do jednej wspólnoty.

Samorządowe ustawy ustrojowe muszą uwzględniać różnorodność sytuacji
życiowych, w których znajdują się obywatele. Możliwość uczestnictwa we wspólnocie, gdzie ma się realny interes, ułatwi również władzom lokalnym odnalezienie się w nowej sytuacji, która nastąpi z chwilą likwidacji obowiązku meldunkowego.


Za mieszkańca – członka określonej wspólnoty lokalnej należy zatem uznać osobę spełniającą jeden z trzech warunków: bądź na stałe mieszkającą na jej terenie, bądź posiadającą tam nieruchomość, bądź deklarującą w rocznym zeznaniu daną gminę jako miejsce płatności podatku dochodowego od osób fizycznych (lub lokalnego PIT, jeśli zacznie obowiązywać). Wówczas pełnoletni obywatel posiadałby we wskazanej gminie czynne prawo wyborcze, czyli możliwość wybierania władz lokalnych i uczestniczenia w instytucjach partycypacji społecznej. Logicznym jest, aby nie tylko mieszkaniec, ale każda inna osoba, w tym przedsiębiorca, która bezpośrednio łoży podatki na daną jednostkę samorządową, także miała prawo głosu w jej sprawach. To warunek odpowiedzialności samorządu wobec osób, które uczestniczą we wspólnocie, choć nie mieszkają na stałe na jej terenie.


Taka zmiana definicji członka wspólnoty przyczyniłaby się do urealnienia liczby mieszkańców w danej JST i ograniczyła niekorzystne zjawisko free ridingu (korzystania z usług bez ponoszenia za nie opłat).