Samorządowcy wskazują na bariery ekonomiczne związane np. z kosztami podłączeń do sieci. Odwołują się też do obowiązujących przepisów, wskutek których np. nie mają wpływu na wybór źródła ciepła przez inwestorów nowych obiektów.

Okazją do dyskusji nt. zalet uciepłownienia i barier w jego upowszechnianiu była pierwsza z planowanego cyklu debat nt. kogeneracji zorganizowana przez Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych. Wzięli w niej udział przedstawiciele branży, lokalnych samorządów z woj. śląskiego, a także świata nauki i polityki.

Prezes Towarzystwa Marian Babiuch akcentował, że większe upowszechnienie kogeneracji, czyli produkcji energii cieplnej i elektrycznej w jednym procesie, wpisałoby się m.in. w coraz liczniejsze, podejmowane również przez samorządy, działania na rzecz ochrony powietrza.

„Kogeneracja to najbardziej wydajny i bezpieczny dla środowiska sposób wytwarzania energii elektrycznej i ciepła. Należy dążyć, aby istniejące ciepłownie i kotłownie zamienić na jednostki kogeneracyjne. Wtedy systemy ciepłownicze staną się bardziej efektywne” - mówił podczas debaty.

Artur Michałowski, wiceprezes działającej w subregionie zachodnim spółki PGNiG Termika Energetyka Przemysłowa diagnozował, że na przeszkodzie rozwoju sieci ciepłowniczych stoi m.in. brak szeroko pojętej współpracy na szczebli regionalnym i lokalnym – przede wszystkim producentów i dystrybutorów ciepła z samorządowcami.

„Oczekiwalibyśmy od władz miast, aby to one opracowały mapy, z których jasno wynikałoby, jakie obszary trzeba wprowadzić do ciepła systemowego, a w jakich te warunki są o wiele mniej korzystne – i na tej podstawie zorganizowały dopłaty: tam, gdzie się to da, do ciepła systemowego” - mówił przedstawiciel PGNiG Termiki EP.

„My w swojej strategii zawarliśmy, że co roku będziemy przyłączać minimum 5 megawatów” - zapewnił Michałowski apelując o zaangażowanie samorządowców przy współpracy w tym zakresie, jak i np. podczas wyboru źródeł ciepła przez stawiających nowe obiekty inwestorów.

Wiceprezydent Wodzisławia Dariusz Szymczak przypominał, że samorządy w większości nie są właścicielami źródeł wytwarzania ani sieci, nie mogą więc podejmować bezpośrednich inwestycji. „Promujemy ofertę spółek ciepłowniczych i refinansujemy część opłaty podłączeniowej” - zapewnił zastrzegając, że w przypadku tego miasta, gdzie zdecydowana większość zabudowy jest rozproszona, barierą pozostają zarówno koszty podłączenia, jak i późniejszy wysoki koszt ciepła sieciowego.

Bartłomiej Kozieł z urzędu miasta w Rybniku wskazał natomiast, że samorządy nie mają obecnie narzędzi pozwalających np. na nakazywanie podpinania do istniejących sieci ciepłowniczych nowych budynków. Z kolei zgodnie z obecnym prawem budowlanym zmiana sposobu ogrzewania budynku w trakcie inwestycji jest tzw. zmianą nieistotną – z punktu widzenia udzielonego pozwolenia na budowę.

"W tej chwili organy budowlane są pozbawione jakichkolwiek instrumentów weryfikacji, co ktoś wkłada do budynku. Jeżeli np. wprowadzamy zapisy w planach zagospodarowania przestrzennego o preferowanych źródłach ciepła, takie plany są uchylane przez wojewodów, którzy twierdzą, że źródła ogrzewania nie są elementem zagospodarowania przestrzennego” - mówił Kozieł.

Szef referatu zarządzania energią w katowickim magistracie Daniel Wolny zwrócił też uwagę na problem chaotycznej struktury właścicielskiej wielu nieruchomości, w efekcie czego np. część lokatorów jednego budynku wielorodzinnego ma już swoje własne instalacje ciepła, a zatem podpinanie go do sieci jest trudniejsze technicznie i nieekonomiczne. Inny problem to kondycja substancji mieszkaniowej. „Często jest ona w takim stanie, że oprócz likwidacji palenisk musi ona przejść remonty generalne, lub zostać rozebrana i postawiona od nowa” - podkreślił Wolny.

Wiceprezes Michałowski za dobry prognostyk we współpracy z samorządami uznał m.in. różnicowanie przez nie dotacji do wymiany źródeł ciepła na korzyść uciepłownienia. „Wymiana piec na piec to często zamienił stryjek siekierkę na kijek. Efekty (ekologiczne - PAP) są strasznie wątpliwe” - ocenił wskazując m.in. na brak pomiarów pierwiastkowych węgla spalanego nawet w nowoczesnych kotłach, a także na duże wahania czystości spalin w zależności od zmiennych warunków spalania.(PAP)