Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Czy Konstytucja mówi precyzyjnie o ochronie i prawach zwierząt?

Marek Aureliusz Karczmarzyk:  Nie. Konstytucja RP nie mówi o tym wprost. Posługuje się pojęciami dotyczącymi ochrony środowiska w aspekcie zasad zrównoważonego  rozwoju i wychodząc z tych pojęć  można czynić wykładnię iż dobro zwierząt leży w zainteresowaniu prawodawcy. Pojęcie środowiska zawiera w sobie elementy nieożywione i ożywione a ochrona środowiska jest równoważna z nakazem  dbałości  o nie . Konstytucja nie wspomina wprost o prawach zwierząt.

Czytaj: PiS przygotowuje lepsze prawo dla ochrony zwierząt>>
 

Jakimi regułami zatem powinien się kierować ustawodawca regulując prawa zwierząt?

Regułami racjonalności, tak jak w każdym akcie prawnym. A w szerszym ujęciu, regułami etycznymi i wartościami, którymi kieruje się nasza cywilizacja. Generalnie - Konstytucja nie zabrania szerokiego uregulowania praw zwierząt, nie wyklucza tego, lecz prawa zwierząt dotychczas widocznie nie były problemem tak ważnym aby nadać im rangę konstytucyjną. Mamy ustawę z 1997 roku, która nieźle to reguluje. Wskazuje w pierwszym artykule, że zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.  A więc wskazuje na pewien rodzaj podmiotowości. Zwierzęciu należy się to co każdej istocie - minimalizacja cierpienia. Proszę się przyjrzeć jak definicja ustawowa tego czym ( albo kim )  jest zwierzę jest skonstruowana. Akcentuje zdolność do cierpienia. To jest ten element , który wynika ze źródeł naszej cywilizacji, z jej etycznych podstaw. Minimalizacja cierpienia.

 Ale już zaraz potem  wskazuje się, że w sprawach nie uregulowanych ustawa stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy.  Widać, zatem,  że np. w umowie sprzedaży zwierzę nie jest podmiotem praw, lecz przedmiotem, co oznacza, że swoich przyrodzonych praw nie posiada.

 


A jak jest w innych krajach?

Z reguły podobnie jak u nas. Ale - było to swojego czasu głośne -  Indie, jako pierwsze wprowadziły do systemu prawa kategorie "osób nie będących ludźmi" zaliczając do niej delfiny. W porządku prawnym Hiszpanii pewne elementy podmiotowości - takie jak prawo do życia - przyznaje się małpom naczelnym. .  

Mamy w Polsce obecnie konflikt między środowiskiem hodowców zwierząt futerkowych a środowiskiem ekologów. Jak rozwiązać ten spór?

Wydaje się, że jest to to jest konflikt o charakterze ekonomicznym i społecznym. Zobaczmy jednak, że zakaz hodowli oznaczać może ruinę wielu rodzin.  Z drugiej strony argumenty przemawiające przeciw dotykają podstawowych wartości naszej cywilizacji. I jeżeli spojrzymy na to od strony prawnej, to na myśl przychodzi mi art. 1 Konstytucji, zgodnie z którym Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. A zatem należy znaleźć takie rozwiązanie, które nie spowoduje ruiny ekonomicznej rodzin  a jednocześnie bezie szanować wrażliwość etyczną przeciwników. Konieczne jest dojście do kompromisu, z namysłem nad jakąś strukturalną pomocą i osłoną dla osób tracących źródło utrzymania. Wydaje mi się to możliwe. Historia uczy, że właśnie kompromisy w rzeczach istotnych wychodzą nam bardzo dobrze.  

Chcę jeszcze  zwrócić uwagę na  pewną tendencję. Każdy, kto podróżuje po świecie, spotkał się z takim zjawiskiem - nieco tylko upraszczam -  im bardziej kraj jest nowoczesny, zamożny, tym bardziej szanuje zwierzęta a przynajmniej dbanie o ich dobrostan należy do kanonu powszechnie deklarowanych wartości. A my przecież właśnie takim krajem chcemy być

Wróćmy więc do tradycji. Zwierzęta otrzymywały ochronę prawną od wieków, to nie jest nowa idea?

Zwierzęta chroniono już od  średniowiecza , ale ochrona ta miała  charakter instrumentalny. Często mówi się w Polsce o Bolesławie Chrobrym, który chronił niektóre rzadkie gatunki np. bobry. Ale ta ochrona służyła zachowaniu populacji do polowań dla władcy i najwyższych dostojników . Przypominamy sobie za co Robin Hood został skazany na banicję ? Za to, że zapolował w królewskim lesie na jelenia - zwierzę zastrzeżone dla władcy.

Jednak bezinteresowna ochrona przyrody pojawiła się w Anglii w pierwszej  połowie XIX wieku. Wtedy powstała pierwsze stowarzyszenia przeciwko okrutnemu traktowaniu zwierząt. W Polsce ustawa z 1997 r., o ochronie zwierząt zastąpiła rozporządzenie Prezydenta RP z 1928 roku.

Czy był to akt tak doskonały, że zachowywał aktualność przez pół wieku, czy też materia nie wydawała się tak istotna?

Standard konstytucyjny nie zabrania szerokiej ochrony zwierząt. Zarówno poprzednie rozporządzenie, jak i obecna ustawa to dobre akty.

Wydaje się, że każda refleksja, pogłębiająca nasze zrozumienie potrzeby ochrony zwierząt - bo one same nie potrafią sobie praw wywalczyć jest dobra. Pozwala ugruntować to, co w powszechnej świadomości do niedawna jeszcze wcale nie było takie oczywiste. Że zwierzęta są istotami podlegające radości i bólowi. Tylko w większości nie mają zdolności przewidywania, świadomości siebie samego i upływu czasu.

Życie jest samo w sobie takim cudem, że nie jesteśmy w stanie go skopiować: złożyć razem kilka aminokwasów i spowodować, aby pobierały energię i wydalały efekty przemiany materii. Nie jesteśmy w stanie stworzyć życia, dlatego jest ono tak cenne i należy je chronić wszelkimi środkami. A nasz stosunek do zwierząt funkcją traktowania siebie samych