Prokurator zarzucił H.N., że kilkanaście lat temu, działając w porozumieniu ze swoim mężem, doprowadziła bank do niekorzystnego rozporządzenia mieniem o łącznej wartości niemalże 3. milionów złotych przez zawarcie umów kredytowych. Oskarżonej zarzucono, że działała w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Według aktu oskarżenia miała ona m.in. zataić we wnioskach kredytowych szereg informacji, aby móc wprowadzić bank w błąd odnośnie istotnych z punktu widzenia kredytu okoliczności. Prokurator wskazał w szczególności, że oskarżona, jako wspólnik spółki cywilnej, nie wywiązywała się z zawieranych umów. Prokurator wniósł o uznanie oskarżonej za winną m.in. przestępstwa oszustwa (art. 286 § 1 k.k.). Co do męża oskarżonej prowadzone było odrębne postępowanie karne.

 


Oczyszczenie z zarzutu

Sąd okręgowy uniewinnił oskarżoną od zarzucanego jej czynu. Z wyrokiem tym nie zgodził się prokurator. Podniósł, że sąd okręgowy powinien był skazać oskarżoną H.N. W ocenie apelującego nie można było uznać, że oskarżona podpisywała umowy z bankiem jedynie pro forma. Zaznaczył, że udziały obojga małżonków w spółce cywilnej wynosiły po 50 procent. Prokurator kwestionował ustalenie, że oskarżona nie interesowała się sprawami spółki i nie znała jej sytuacji. Jego apelacja została uznana za niezasadną. Sąd apelacyjny utrzymał więc w mocy zaskarżony wyrok. Sąd odwoławczy podkreślił, że apelujący starał się udowodnić, że oskarżona już od momentu zawarcia umów kredytowych z bankiem chciała ich nie spłacać. Sąd okręgowy słusznie jednak uniewinnił oskarżoną - przyjął sąd drugiej instancji. Z ustaleń wynikało, że oskarżona i jej mąż byli formalnie współwłaścicielami spółki cywilnej. Sprawami spółki zajmował się jednak wyłącznie mąż oskarżonej. Jej rola ograniczała się tylko do podpisywania tych dokumentów, które przedkładał jej mąż -wspólnik. Sąd zwrócił uwagę, że liczne dokumenty dołączone do umów kredytowych nie zawierały podpisów oskarżonej, a jedynie jej męża. Oskarżona nie gospodarowała też majątkiem spółki. To jej mąż zajmował się prowadzeniem całego przedsięwzięcia. Nie informował on jej również o podejmowanych działaniach i nie konsultował z nią swoich decyzji. Tymczasem oskarżona zajmowała się prowadzeniem domu. Nie można było więc uznać, że gdy podpisywała umowy z bankiem, działała z bezpośrednim zamiarem oszustwa - podkreślił sąd. Jej uniewinnienie, to słuszna decyzja - podkreślił sąd odwoławczy.

Przestępstwo oszustwa

Osoba, która dopuszcza się przestępstwa oszustwa musi chcieć doprowadzić inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia mieniem - zaznaczył sąd apelacyjny. Na podstawie art. 286 § 1 k.k. kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Sąd apelacyjny zgodził się z sądem okręgowym, że oskarżona, podpisując umowy, wykonywała jedynie polecenia męża. To, że zaciągane kredyty nie były odpowiednio zabezpieczone (a później nie zostały spłacone) nie oznacza, że oskarżona chciała popełnić przestępstwo na szkodę banku. Takie dowody nie wystarczają do jej skazania - podkreślił sąd apelacyjny. Poza tym, z zeznań świadka związanego z bankiem wynika, że brak ujawnienia poręczeń majątkowych nie oznaczał, że małżonkowie nie mają zdolności kredytowej. Apelacja prokuratora okazała się więc niezasadna. Nie było zatem koniecznym uchylenie zaskarżonego wyroku i przekazanie sprawy sądowi okręgowemu do ponownego rozpoznania - podsumował sąd apelacyjny i utrzymał w mocy wyrok uniewinniający oskarżoną.

Wyrok Sąd Apelacyjny w Warszawie z 20 grudnia 2018 r., II AKa 421/18, LEX nr 2627886.