27 grudnia 2012 r.  straż miejska w Lublinie otrzymała informację o dziwnie zachowującym się mężczyźnie opartym o murek przy sklepie. Mężczyzna miał mokre ubranie, bełkotliwą mowę, uderzał ręką w pierś. Zdołał powiedzieć swoje imię, nazwisko, zaprzeczył, że pił. Strażnicy miejscy wezwali pogotowie ratunkowe. Zanim przyjechało, zatrzymali inną karetkę, która przejeżdżała obok. Ratownik medyczny wykonał niezbędne czynności i stwierdził, że mężczyzna znajduje się w stanie upojenia alkoholowego. Strażnicy odwołali więc pierwotne zawiadomienie i wezwali policję. Kiedy przyjechali policjanci, mężczyzna dostał drgawek. Znowu wezwano pogotowie. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził, że mężczyzna jest w stanie upojenia alkoholowego i nie wymaga hospitalizacji. Ostatecznie, po badaniu przez kolejnego lekarza w szpitalu wojskowym, 53 letni Jan Ł. ok. godz. 15.00 został umieszczony w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych do wytrzeźwienia w Komendzie Miejskiej Policji w Lublinie. Tam przebywał do godz. 8.00 rano następnego dnia. W związku tym, że funkcjonariusze nie mogli nawiązać z nim kontaktu, wezwano karetkę pogotowia.

Prokuratura nie dopatrzyła się zaniedbań

W szpitalu okazało się, że mężczyzna ma duży krwiak podtwardówkowy. Mimo operacji i działań medycznych zmarł cztery dni później. Jako przyczynę wskazano śmierć mózgu, do której doszło w efekcie ciasnoty śródczaszkowej spowodowanej następstwami złamania kości potylicznej (biegli stwierdzili, że mężczyzna musiał się przewrócić).

Prokuratura nie dopatrzyła się zaniedbań ani po stronie strażników miejskich, ani policjantów i umorzyła postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków.

 

Rodzinna Jana Ł. wytoczyła Komendantowi Miejskiemu Policji w Lublinie sprawę cywilną. Dowodziła, że śmierć mężczyzny była skutkiem bezprawnego pozbawienia go wolności, zatajenia przez policjantów informacji o stanie zdrowia zatrzymanego podczas badania go przez lekarza, a także pozostawienia Jana Ł. bez jakiegokolwiek faktycznego nadzoru na podłodze celi Izby Zatrzymań Komendy Miejskiej Policji.

SO: policjanci mogli przypuszczać, że zatrzymany śpi

Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił powództwo rodziny nie dopatrując się żadnych zaniedbań w działaniu policjantów. Uznał, że zatrzymanie Jana Ł. nie było bezprawne i nastąpiło w oparciu o przepis art. 40 ust. 1 ustawy z dnia 26 października 1982 roku o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Mężczyzna leżąc bowiem przemoczony na murku, zimą, znajdował się w stanie zagrażającym jego życiu lub zdrowiu. Działania policjantów były też adekwatne do stanu zdrowia zatrzymanego, który był trzykrotnie badany przez personel medyczny. Wyniki badań nie wskazywały na zagrożenie życia Jana Ł.

Sąd nie dopatrzył się też żadnych zaniedbań funkcjonariuszy dyżurujących w Izbie Zatrzymań. Zdaniem sądu widoczne na zapisie monitoringu położenie mężczyzny, który nie zmieniał pozycji ciała podczas kilkunastogodzinnego snu, mogło wskazywać na stan nietrzeźwości i tak to oceniano.

Nikt nie zbadał czy zatrzymany jest pijany

Inaczej sprawę ocenił Sąd Apelacyjny w Lublinie. Sąd podniósł, że choć mężczyzna cały czas był traktowany jako osoba z upojeniem alkoholowym żadne służby, w tym medyczne, nie przeprowadziły badania na zawartość alkoholu we krwi (policja tłumaczyła, że nie było ku temu podstaw, bo mężczyzna nie był podejrzanym w sprawie o wykroczenie lub przestępstwo). Z zeznań strażników miejskich wynika zaś, że nie wyczuli od Jana Ł. alkoholu.

Sąd wytknął przede wszystkim, że funkcjonariusze nie wypełnili ciążących na nich obowiązków służbowych w zakresie nadzoru nad zatrzymanym i zignorowali fakt pozostawania Jana Ł. w bezruchu przez ponad 17 godzin i 20 minut. To w konsekwencji pozbawiło go szans na przeżycie, z uwagi na rozwijający się u niego krwiak podtwardówkowy.

Sąd uznał więc, że policjanci dopuścili się naruszenia norm zwartych w zarządzeniu Nr 130 Komendanta Głównego Policji z 7 sierpnia 2012 roku w sprawie metod i form wykonywania zadań w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych lub doprowadzonych w celu wytrzeźwienia. Przepisy zarządzenia zobowiązują policjanta pełniącego służbę na oddziale do kontrolowania zachowania osób umieszczonych w pomieszczeniu na bieżąco, przez wizjer drzwi pokoju, nie rzadziej, niż co 30 minut. W przypadku, gdy w pokoju wykorzystywany jest całodobowy monitoring rejestrujący obrazu, kontrola winna odbywać się nie rzadziej, niż co 60 minut. Policjant ma nadto obowiązek odnotować przebieg służby, wydarzenia w jej trakcie oraz wykonywanie zadań w pomieszczeniu w „książce przebiegu służby”.

Kontrola to nie tylko patrzenie przez wizjer

Zdaniem sądu apelacyjnego, choć dopiero z dniem 30 kwietnia 2014 roku, w związku z nowelizacją zarządzania wprowadzono nakaz odnotowywania w „książce przebiegu służby” sprawdzenia funkcji życiowych osób nietrzeźwych, niedającej wyraźnych oznak życia, nie oznacza, że przed tą datą, obowiązek dokonywania na bieżąco przez policjanta kontroli zachowania osób umieszczonych w pomieszczeniu, nie obejmował kontroli w zakresie zachowania funkcji życiowych przez takie osoby.

Sąd podkreślił, że pojęcie kontroli nie ogranicza się wyłącznie do bezrefleksyjnej obserwacji przedmiotu kontroli, ale także wyciąganie wniosków oraz spostrzeżeń, co do zachowania obiektu kontroli.

- Nie sposób uznać za prawidłowo wykonaną taką czynność kontrolną, która sprowadza się jedynie do patrzenia na obiekt kontroli, co godzinę, przez ponad 17 godzin, przy równoczesnym zaniechaniu wyciągania jakichkolwiek wniosków z takiej obserwacji. Tymczasem z takim właśnie działaniem funkcjonariuszy Policji mamy do czynienia w niniejszej sprawie – stwierdził sąd.

Sąd wytknął, że w ramach kontroli cel, funkcjonariusze ograniczyli swoje działania kontrolne jedynie do „patrzenia przez wizjer celi”. Zresztą sąd nabrał wątpliwości czy tak było rzeczywiście, bo z „książki przebiegu służby” wynika, że kontrola pokoi miała być dokonywana równocześnie w kilku, a nawet w kilkunastu pokojach.

17 godzin bez ruchu powinno zaniepokoić

Sąd podkreślił, że funkcjonariusz, nie podjął żadnych działań, mimo, że leżący na podłodze mężczyzna przez ponad 17 godzin nie zmienił choćby minimalnie położenia ciała. Świadczy to o tym, że sprawowana kontrola nie spełniała wymogów bieżącego kontrolowania zachowania osób umieszczonych w pomieszczeniach była sprzeczna z zasadami zawartymi w przepisach zarządzenia.

Sąd uznał, że bierność funkcjonariuszy naraziła Jana Ł. na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci rozwinięcia się krwiaka podtwardówkowego, a w konsekwencji doprowadziła nieumyślnego spowodowania jego śmierci.

Skarb państwa Komendant Miejski Policji w Lublinie ma więc zapłacić na rzecz wdowy i czwórki dzieci łącznie 600 tys. zł zadośćuczynienia.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z 15 stycznia 2021 r. sygn. akt I ACa 986/19