Rozmowa z dr Marcinem Górskim, autorem książki "Swoboda wypowiedzi artystycznej. Standardy międzynarodowe i krajowe"

Krzysztof Sobczak: Cytuje pan we wstępie do książki sędziego Scalię, że nie ma sensu toczyć sporów sądowych o sztukę. I stwierdza pan, że problem jest jednak w tym, że prawo reguluje istotę i granice swobody wypowiedzi artystycznej, a spory dotyczące rzeczywistych albo wydumanych „ekscesów” sztuki toczą się od wieków. Obecnie jest tych sporów mniej, czy tylko są inne?

Marcin Górski: Sporów o granice wolności wypowiedzi artystycznej nadal jest wiele, nie tylko w Polsce, ale też w innych państwach. Charakter tych sporów oczywiście się zmienia. Do spraw o obrazę “moralności” dołączyły sprawy odnoszące się na przykład do tego, czy zamawiający artystyczne wykonanie utworu w istocie ma prawo do ingerowania w jego treść poprzez określenie “parametrów” artystycznego wykonania. W ostatnich latach w Polsce pojawiło się stosunkowo dużo spraw karnych o obrazę symboliki (religijnej czy patriotycznej). Ale przecież wolności wypowiedzi artystycznej dotyczyły też południowoamerykańskie spory o legalność organizowania walki byków – w stanowiskach sądów Peru czy Kolumbii odnajdujemy spojrzenie na walkę byków jako rodzaj teatrum. Mamy bardzo interesujące orzeczenia francuskie czy hiszpańskie dotyczące szczególnej natury i kanonów pewnych formacji artystycznych (np. rapu). Mamy też oczywiście spory dotyczące ważenia ochrony dobra osobistego w postaci godności czy dobrego imienia z dobrem, które przedstawia wolność twórczości artystycznej. A zatem spraw tego rodzaju jest dużo.

 


Historia dostarcza mnóstwo przykładów represjonowania twórców za ich dzieła, a także regulacji mających "chronić" społeczeństwa przed "złą" twórczością. Czy ta historia czegoś nas nauczyła?

W Polsce? Właściwie niczego. Inaczej niż na przykład w Niemczech, gdzie bardzo mocno akcentuje się w orzecznictwie konstytucyjnym znaczenie doświadczeń nazistowskiej “polityki kulturalnej” i traktowania pewnych przejawów ekspresji artystycznej, niechętnie widzianych przez nazistowską większość społeczeństwa i władzę, jako entartete Kunst. Te doświadczenia odciskają silne piętno na kierunku wykładni art. 5 ust. 3 niemieckiej Grundgesetz. Tymczasem w Polsce nadal traktujemy wolność twórczości artystycznej, przecież także mającej bardzo mocną gwarancję konstytucyjną, jako pewną fanaberię, która nieodmiennie musi ustępować pierwszeństwa innym wartościom konstytucyjnym. To bardzo niepokojące. Wolna sztuka jest w sądzie “słabszą stroną”, a sędziowie (a też i prokuratorzy) nie wydają się niekiedy w ogóle rozumieć, jakie przedstawia ona znaczenie dla rozwoju ludzkości. Jako charakterystyczne postrzegam to, że polski Trybunał Konstytucyjny (jeszcze przed zamachem dokonanym na tę instytucję w ostatnich latach) dyskwalifikował jakąkolwiek argumentację próbującą wywodzić z art. 73 Konstytucji gwarancje materialne dla twórców. Tymczasem na przykład w Niemczech czy Francji mamy współcześnie ustawodawstwo dające wyraz temu, że ochrona prawa twórców do zabezpieczenia społecznego należy do centralnego nurtu gwarancji swobody wypowiedzi artystycznej. Głód być może uwzniośla artystę, ale też i uzależnia od kaprysów mecenatu, a to nie zawsze prowadzi do powstania dzieł naprawdę wartościowych. Uważam zresztą, że należy niezwłocznie podjąć w Polsce dyskusję nad zabezpieczeniem materialnym twórców sztuki jako składnikiem fundamentu wolności twórczości artystycznej, o której mowa w art. 73 Konstytucji.

Czytaj: SA: nie każde zdjęcie podlega ochronie>>
 

Czego nie nauczyła nas historia, jeśli ciągle obserwujemy próby wpływania przez władze na twórczość artystyczną? Wracają nawet próby cenzurowania twórczości, czego Polska jest obecnie przykładem. 

Zacznę od sprecyzowania: w Polsce po 1989 roku orzecznictwo w ogóle słabo chroniło wolność twórczości artystycznej, a choroba, którą zainfekowano polski wymiar sprawiedliwości od 2015 roku ma tylko jeden z wielu objawów, zachodzący w odniesieniu do wolności wypowiedzi artystycznej. A więc ostatnie lata przyniosły tylko spotęgowanie objawów choroby, którą nazwałbym upośledzeniem wolności. Historia nie nauczyła nas, że wolna sztuka jest wartością samą w sobie. Nie nauczyła nas też dostrzegania specyfiki wypowiedzi artystycznej i jej doniosłości dla człowieczeństwa. Sztuka jest wtłaczana w ogólne ramy prawnej ochrony wolności słowa, co byłoby uzasadnione w porządku prawnym USA, Francji czy Zjednoczonego Królestwa, ale już nie w Polsce, w której nie bez powodu ustrojodawca zdecydował się wprowadzić do ustawy zasadniczej, obok art. 54, również osobny art. 73. Odczytanie znaczenia normy wyrażonej w tym ostatnim przepisie odbywa się w oderwaniu od doświadczeń historycznych, które zdeterminowały kształt polskiej Konstytucji z 1997 r. W literaturze przedmiotu można spotkać głosy, iż sądy powinny śmiało ingerować w wolność wypowiedzi artystycznej, która budzi czyjkolwiek sprzeciw, bo taka sztuka “nie zasługuje” na ochronę. Nie bierze się pod uwagę doświadczeń, których będąc “pomnymi” – jak to ujmuje preambuła Konstytucji – ustanowiliśmy nową ustawę zasadniczą. Wolna sztuka ginie w Polsce w zgiełku żądań ochrony pewnych rodzajów wrażliwości, na przykład religijnej, która oczywiście zasługuje na ochronę jako immanentna cecha człowieczeństwa, ale nie zawsze musi dominować nad potrzebą ochrony wolnej ekspresji artystycznej. Wreszcie, nie rozumie się i nie dostrzega pewnych strategii artystycznych, które powinny być uwzględniane w ramach prawnej oceny ekspresji. Jako przykład mogę wskazać słynną “Pasję” Doroty Nieznalskiej, która w mojej ocenie miała w istocie charakter niemal dewocyjny, będąc przecież krytyką sakralizowania sfery profanum. Mam wrażenie, że w sporze o “Pasję” w ogóle nie dostrzeżono problemu autonomii interpretacyjnej odbiorcy, ale też i prądu, w którym osadzono to dzieło. Przecież “Pasję” należało obwozić po parafiach, bo jej “przekaz” był tożsamy ze społeczną nauką Kościoła katolickiego, słusznie zaniepokojonego otaczaniem kultem tego, co nie wydaje się zasługiwać na takie potraktowanie. Przyznam, że z przykrością odnotowałem brak tego rodzaju refleksji Sądów w toku procesu Doroty Nieznalskiej. 

Czytaj: Za obrazę uczuć religijnych wciąż można pójść do więzienia>>
 

Czy potrafimy definiować wolność wypowiedzi artystycznej, a w konsekwencji określać zakres jej ograniczania? Jak prawo daje sobie z tym radę?

Wykorzystując dorobek filozofów, ale też próby definicyjno-normatywne możliwe do odnalezienia w orzecznictwie niemieckim, kanadyjskim, hiszpańskim, francuskim czy włoskim, można próbować konstruować definicję wypowiedzi artystycznej, a przez to, wyznaczać parametry definicyjne pozwalające na określenie istoty wolności wypowiedzi artystycznej. Okazuje się, że podejście normatywno-definicyjne, w przeciwieństwie do intuicyjnego, pozwala dużo skuteczniej ochronić swobodę ekspresji artystycznej. Zastosowanie takiego podejścia pozwala również na skuteczniejsze określenie może nie tyle granic, ile reguł istotnych dla wyważania ochrony swobody wypowiedzi artystycznej w sytuacjach kolizji tego dobra prawnego z innymi dobrami chronionymi konstytucyjnie. Muszę przyznać, że jako prosty prawnik lubię wiedzieć w sądzie, czego mam bronić. Brak definicji powoduje redukcję poziomu pewności prawnej i osłabia mechanizm ochrony prawnej. Jestem więc zwolennikiem zdefiniowania, czym jest wypowiedź artystyczna, bo chcę wiedzieć, czego mam bronić. 

Na ile prawo powinno służyć obronie swobody wypowiedzi artystycznej, a na ile jej ograniczaniu? To równoważne wartości, czy jedna z nich jest ważniejsza?

Myślę, że powinniśmy raczej widzieć problem w kategoriach wyważania dóbr prawnych (potrzeby ich ochrony), a nie ograniczania jednego kosztem drugiego. Takie spojrzenie uwalnia nas od odpowiedzi, czy ważniejsza jest wolność twórczości artystycznej, czy np. ochrona dobrego imienia. Prawo zaś winno gwarantować różne dobra, pozostawiając mądrości sędziów umiejętne rozładowywanie ich kolizji. 

Czy jest jakiś dobry standard prawny - legislacja, orzecznictwo - który godziłby prawo do uprawiania w nieskrępowany sposób twórczości artystycznej z potrzebą dbałości o "moralność publiczną", czy innymi argumentami przywoływanymi przez zwolenników większego regulowania tej sfery?

Mogę z przekonaniem polecić odważne i pryncypialne orzecznictwo niemieckiego FSK, kanadyjskiego Sądu Najwyższego, a także sądów włoskich. Interesujące bywają też orzeczenia sądów południowoamerykańskich. Być może zaskoczę Pana wyznaniem, że dość krytycznie oceniam nie tylko podejście do interesującej mnie wolności cechujące Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, ale też Europejski Trybunał Praw Człowieka. To ostatnie uważam za nadmiernie intuicyjne, ale też nieporażające obszernością dorobku i wreszcie zbędnie wtłaczające problematykę wolności ekspresji artystycznej w ramy standardów wypracowanych w odniesieniu do wypowiedzi politycznych. Za zmarłym w 2014 roku Sędzią Janem de Meyerem podkreślę, że sztuka w ogóle nie musi być nośnikiem “informacji i poglądów”, o których mowa w art. 10 EKPC. 

Więcej o książce Swoboda wypowiedzi artystycznej. Standardy międzynarodowe i krajowe>>