Robert Horbaczewski: Sądem Apelacyjnym w Lublinie kieruje pan od 2014 roku, należy Pan do kurczącego się grona prezesów nieodwołanych.

Krzysztof Szewczak: Przepisu na trwanie nie znam. Staram się robić swoje, do każdego odnosić się z szacunkiem. Z góry nie zakładam żadnych tez. Zależy mi, aby stanowisko sędziego cieszyło się autorytetem.

Ciężko być teraz sędzią?

Z perspektywy trzydziestu kilku lat sprawowania urzędu sędziego nie wiedzę wielkiej różnicy. To jest takie same pytanie jak o niezawisłość sędziego. Podzielam zdanie, że niezawisłość to stan ducha, albo się ją ma, albo się jej nie ma. Tego nie da się zagwarantować ani zapisać, można jednak stworzyć warunki do tego, aby sędzia był niezawisły.  Wszyscy są zgodni, że zmiany są konieczne. Boli mnie to, że część środowiska niepotrzebnie chce być stroną tego sporu w istocie politycznego. Podzielam pogląd, że potrzebna jest dyskusja bez zacietrzewienia, przyglądanie się pewnym propozycjom rozwiązań. Tego brakuje. Z góry stawia się tezę, że pewne rozwiązania są złe lub dobre. Wiemy doskonale, że wymiar sprawiedliwości reformowany jest permanentnie i każda nowa ekipa miała własne pomysły.

Ale chyba coraz trudniej kierować rozpolitykowanym środowiskiem sędziowskim?

- Myślę, że sędziowie apelacji lubelskiej są odpowiedzialni, nie dają się wciągnąć w wir polityki. Różne sądy w ostatnim czasie podejmowały różne uchwały. U nas nie miało to miejsca. Mogę sędziom za taką odpowiedzialną postawę podziękować. Uważam, że rzeczą sędziów nie jest zabieranie głosu w sprawach, które należą do polityków.

Kieruje pan jedną z największych apelacji w kraju.

I jedną z najstarszych. Królewsko-Polski Sąd Apelacyjny w Lublinie powstał 1 września 1917 roku, w tym samym dniu, co Sąd Apelacyjny w Warszawie. Dziś apelacja lubelska to łącznie 35 sądów, oprócz apelacyjnego, 4 sądy okręgowe i 30 sądów rejonowych. Od tak dużych jak Sąd Okręgowy w Lublinie, gdzie jest 115 stanowisk sędziowskich, do tak małych jak Sąd Rejonowy w Lipsku w okręgu radomskim o obsadzie zaledwie 4 sędziów. Apelacja lubelska obejmuje cały obszar województwa lubelskiego oraz znaczną cześć mazowieckiego. 

Czy sędziowie w Lipsku znają prezesa sądu apelacyjnego?

Znają, znają. Uczestniczyłem w zebraniu sędziów i przedstawiałem kandydata na prezesa tego sądu. Sędzia Andrzej Jędra pełni tę funkcję do tej pory. To miało miejsce w poprzednim stanie prawnym, gdzie kompetencje prezesa sądu apelacyjnego obejmowały również powoływanie prezesów sądu rejonowych.

Czyli teraz bywa pan mniej w terenie?

- Rzeczywiście tych okazji jest nieco mniej, bo zmieniły się w sposób istotny kompetencje prezesa, ale prezes sądu apelacyjnego w dalszym ciągu pełni nadzór administracyjny nad wszystkimi sądami działającymi na obszarze apelacji.

Jako prezes sądu apelacyjnego nie ma pan wrażenia, że tej autonomii prezesowskiej jest coraz mniej?

Nie mam takiego wrażenia. Można dyskutować czy pewne rozwiązania są słuszne czy nie. Na przykład kompetencje prezesa sądu apelacyjnego do powoływania prezesów sądów rejonowych. Odpowiednie przepisy weszły w życie w marcu 2012 roku. Takie rozwiązanie obowiązywało przez kilka lat i wróciło do stanu, jaki miał miejsce wcześniej, czyli, że powoływanie prezesów i wiceprezesów sądu, niezależnie od szczebla, to kompetencja ministra sprawiedliwości.  Tak zresztą było w okresie międzywojennym.  Zastanawiam się natomiast, czy prezes sądu apelacyjnego i sądu okręgowego nie powinien mieć szerszych kompetencji, jeśli chodzi o rozmieszczenia stanowisk sędziowskich, asesorskich, referendarskich i urzędniczych w sytuacji, kiedy zwalniają się te stanowiska. Teraz o ich losie decyduje minister sprawiedliwości. Albo pozostawia je w danym sądzie albo przesuwa do innego sądu, nieraz poza obszar apelacji. Minister zastrzega, że ma ogląd całego kraju i bierze pod uwagę dane statystyczne z obciążenia wszystkich sądów. Wydaje mi się, że nie powinno to być jedyne źródło decyzji. Nie każde bowiem potrzeby etatowe da się ocenić na podstawie samych tylko danych statystycznych. Niemałe znaczenie mają tu specyfika i warunki funkcjonowania poszczególnych jednostek sądownictwa.

Czy te przesunięcia dotknęły także lubelską apelację?

 W tym roku mieliśmy taką sytuację, że dwóch sędziów przeszło w stan spoczynku i te dwa stanowiska niestety minister przeniósł poza obszar apelacji. Po paru miesiącach jedno stanowisko odzyskaliśmy, ale na razie korzyści z tego nie ma, bo procedury obsadzania stanowisk trwają długo. Wpływ na to mają zaszłości związane z tym, że przez około dwa lata nie ogłaszano o wolnych stanowiskach sędziowskich.  Teraz to się zmieniło. W naszej apelacji toczą się postępowania konkursowe dotyczące około 60 stanowisk, w tym 8 w samym sądzie apelacyjnym.  To duża rezerwa kadrowa, tyle etatów ma przecież duży sąd. Tych ludzi brakuje i to się przekłada na sprawność postępowania. Myślę, że procedurę opiniowania kandydatów uda się zakończyć na przełomie roku.

Czy apelacja lubelska ma swoją specyfikę jeśli chodzi o kategorie spraw?

W Lublinie znajduje się jedyny w kraju e-sąd. To wydział, który załatwia 2,5 mln spraw rocznie. Nadto położenie geograficzne sprawia, że sądy, szczególnie w okręgu lubelskim i zamojskim,  mają do czynienia z przestępczością graniczną m.in. handlem ludźmi, przemytem.

 

Opisywałem na łamach prasy proces, w którym oskarżonych było tak dużo, że Sąd Rejonowy w Tomaszowie Lubelskim musiał wynajmować salę w urzędzie miejskim. Jest szansa, że takie sądy w przygranicznym Tomaszowie Lubelskim lub Hrubieszowie nie będą zmuszone do takich działań? To powagi sądom nie dodaje.

- Sąd Rejonowy w Hrubieszowie od kilku lat mieści się w nowym budynku, ale rzeczywiście, kiedy oddawano go do użytku, nikt sobie chyba nie wyobrażał, że zajdzie potrzeba korzystania z tak dużych sal. Niestety z tą rzeczywistością trzeba się mierzyć.  Zresztą nie sposób teraz tworzyć plany inwestycyjne związane z rozbudową tych sądów. Nie wiadomo jak zakończy się reforma sądownictwa, jak będą wyglądać zapowiadane zmiany dotyczące kognicji sądów i jej struktury organizacyjnej. Z drugiej strony liczba spraw związanych z ruchem granicznym stale rośnie i wszystko wskazuje, że dalej będzie rosła.

Kilka inwestycji udało się sfinalizować.

To budowa od podstaw budynku Sądów Okręgowego i Rejonowego w Zamościu, do którego pracownicy wprowadzili się pod koniec ubiegłego roku. A także nowe siedziby sądów rejonowych w Siedlcach i Radomiu. Niestety wciąż jest wiele sądów, które pracują w warunkach urągających powadze sądu. Taką koniecznością jest budowa nowego budynku Sądu Rejonowego w Opolu Lubelskim, ale ta inwestycja jest już zapisana w planach inwestycyjnych Ministerstwa Sprawiedliwości i być może rozpocznie się w przyszłym roku. Problem lokalowy ma też Sąd Rejonowy w Przysusze, który pracuje w kilku lokalizacjach, w warunkach nieprzystających do XXI wieku.  Wydział ksiąg wieczystych zlokalizowany jest w sąsiedztwie wysypiska śmieci. To niepoważne.

A informatyzacja nie spędza snu z oczu prezesa?

- To temat rzeka. To problem choćby lubelskiego e-sądu. Obowiązki związane z utrzymaniem systemu teleinformatycznego obsługującego elektroniczne postępowanie upominawcze (EPU) zostały przekazane sądowi apelacyjnemu. Taką umowę podpisałem z ministrem sprawiedliwości wiosną ubiegłego roku. Teraz wszelkie zadania związane z utrzymaniem i rozwojem tego systemu to nasze zadania.  Musieliśmy zatrudnić znaczną grupę informatyków. Trzeba również pamiętać, że nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego dotknie w istotny sposób EPU, musimy już rozpocząć pewne prace, aby dostosować system do zmian.

Jakie widziałby pan inicjatywy poprawiające prace sądu?

Przede wszystkim ograniczenie kognicji sądu. Uważam, że to co stało się po roku 1990 zaprowadziło nas w ciemną uliczkę, bo kolejne ekipy przekazywały coraz to nowe sprawy niezawisłym sądom.  Tąpnięcie nastąpiło w roku 1997 po słynnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, dotyczącym kolegiów do spraw wykroczeń. W konsekwencji około 700-800 tys. spraw rocznie nagle przekazano sądom, które jednocześnie nie otrzymały jakiegoś szczególnego wsparcia.  Pamiętam czasy mojej asesury na przełomie lat 80 i 90, kiedy do sądu miała wpłynąć milionowa sprawa. Media głosiły wówczas niemal koniec świata. Dziś wpływ wzrósł do 16 mln spraw rocznie. A kadra sędziowska wzrosła w tym czasie około 2,5 raza. W tej dyskusji, która się toczy, porównuje się nas z innymi państwami, przede wszystkim „starej” Unii, gdzie przypada mniej sędziów na statystycznego obywatela. To nieuczciwe stawienia sprawy, ponieważ zapomina się, że kognicja sądów w tych krajach jest bardziej ograniczona, niż u nas.  Inną bolączką jest brak doprowadzenia do istotnego, rzeczywistego uproszczenia procedur cywilnej i karnej. Kodeks postępowania cywilnego pochodzi 1964 roku, już nikt nie jest w stanie policzyć jego nowelizacji, teraz ustawodawca praktycznie co roku ogłasza tekst jednolity.

Widzi pan rozwiązania?

Różne, choćby stworzenie systemu rozwiązań skłaniających do pozasądowych form rozwiązywania sporów, np. mediacji. Może należy powrócić do pomysłu utworzenia stanowiska sędziego pokoju, przekazania pewnej kategorii spraw referendarzom. Można się zastanowić czy koniecznie trzeba angażować sądy i uruchamiać kosztowną procedurę w sprawach ksiąg wieczystych i różnych rejestrów. Wśród państw Unii jesteśmy wyjątkiem w tym zakresie.  Przed wojną funkcjonowała instytucja pisarza hipotecznego, po wojnie do lat 90. było to zadanie państwowych biur notarialnych. Może należy wrócić do tych wzorców. Przed wojną i długo po wojnie funkcjonował Trybunał Ubezpieczeń Społecznych. W dyskusji, która rozpoczęła się kilka lat temu, rozważano czy spraw z zakresu ubezpieczeń społecznych nie można by przekazać sądom administracyjnym, bo to jest specyficzne postępowanie dwuetapowe. Najpierw toczy się przed organami takimi jak ZUS czy KRUS zgodnie z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego, później odwołania trafiają do sądu i rozpoznawane są zgodnie z procedurą cywilną. Uważam, że trzeba kontynuować dorobek lubelskiego e-sądu, nie stać naszego państwa na to, żeby ten dorobek zmarnować.

Część środowiska sędziowskiego uważa, że należy też spłaszczyć strukturę sądów, odjąć pracy sędziom w rejonie, dołożyć tym na górze.

Obecnie w części środowiska sędziowskiego funkcjonuje nieuprawiona, w mojej ocenie, opinia, że im wyżej w tej hierarchii sędziowskiej, tym mniej pracy. To jest wrażenie złudne i nieprawdziwe. Wiem to na swoim przykładzie. Z każdym awansem okazywało się, że  może spraw jest mniej, ale są bardziej złożone pod względem faktycznym i prawnym. Sędziowie sądów apelacyjnych są także obłożeni pracą ponad miarę.