Krzysztof Sobczak: Jest pan zwolennikiem zmian w art. 212 Kodeksu karnego?
Paweł Ryczko: Uważam, że zdepenalizowanie tego przepisu nie będzie jednoznacznie korzystne dla tych wszystkich osób, które dzisiaj są oskarżane na tej podstawie. Owszem zniknie zagrożenie karą pozbawienia wolności, ale spowoduje to zdecydowany wzrost liczby pozwów cywilnych o naruszenie dóbr osobistych, kierowanych do sądów okręgowych. Skutkiem tego będzie także wzrost wysokości zasądzanych odszkodowań. W przypadku dziennikarzy zaskutkuje to koniecznością ubezpieczania się przed taką odpowiedzialnością.

Albo płacenia tych odszkodowań.
Oczywiście, ale raczej osoby wykonujące ten zawód, albo wydawcy, nie będą chcieli ryzykować płacenia takich odszkodowań, co może przecież zagrozić stabilności finansowej firmy. Trzeba się bowiem liczyć z tym, że mogą to być naprawdę wysokie sumy. Już pewien trend wzrostowy w tej dziedzinie widać, a przykład z branży medycznej, gdzie za błędy lekarzy zasądzane są już nawet milionowe odszkodowania pokazuje, że jest się czego obawiać. Trzeba się też liczyć z pojawieniem się na rynku grupy prawników wyspecjalizowanych w walce o takie odszkodowania. Wspomniany już przykład błędów medycznych pokazuje, że potrafią być skuteczni.

Ale przecież dzisiaj też taka możliwość istnieje. Ktoś, kto czuje się poszkodowany na skutek jakiejś publikacji czy wypowiedzi, nie musi iść z tym do sądu karnego, może wnieść pozew cywilny.
Specyficzne reguły rządzące postępowaniem karnym powodują, że sporządzenie prywatnego aktu oskarżenia i wniesienie go do sądu, a potem prowadzenie procesu, jest dla skarżącego łatwiejsze. Ze względu na to, że on nie musi się wykazywać taką aktywnością, jak w procesie cywilnym, gdzie na nim spoczywa pełny ciężar dowodu. Poza tym, wiele osób decyduje się na proces karny także dlatego, że jest on znacznie bardziej uciążliwy dla oskarżonego.

Ale w praktyce nie ma wyroków skazujących na więzienie z tego artykułu?
Rzeczywiście od dawna nie było takiego wyroku, przynajmniej bezwzględnego pozbawienia wolności, ale problem orzecznictwa jest. Gdyby standardy wyznaczane w tej dziedzinie przez Europejski Trybunał Praw Człowieka, były stosowane w polskich sądach, nie byłoby tego problemu. Politycy, czy inne osoby, które korzystają z artykułu 212, nie mieliby możliwości osiągnięcia sukcesu na tej drodze. Strasburski Trybunał, który uważa że polityk musi mieć "grubszą skórę" podkreśla, że działalność polityczna zawsze wiąże się z krytyką. Taka krytyka może być ostra, nawet szokująca, a osoby decydujące się na wykonywanie zawodu polityka, muszą się z tym liczyć. Według Trybunału, wyrok skazujący w takich sprawach może być tylko wyjątkiem, ponieważ nie ma równowagi pomiędzy interesem i dobrami osoby pełniącej funkcję publiczną, a prawem do swobody wypowiedzi. W orzeczeniach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka swoboda wypowiedzi ma absolutny prymat.

Nasi sędziowie o tym nie wiedzą, nie rozumieją tego trendu w europejskim orzecznictwie?
Wydaje mi się, że dopiero od kilku lat to orzecznictwo przebija się do świadomości polskich sędziów. Szczególnie tych z sądów rejonowych. A trzeba tu pamiętać - w kontekście sporu, czy lepsza jest w sprawach o pomówienia procedura karna, czy cywilna - że pozwy karne trafiają do sądów rejonowych, a cywilne do okręgowych, gdzie pracują z reguły starsi i bardziej doświadczeni sędziowie.

Czy na korzyść polskich sędziów nie działa jednak fakt, że nikogo jeszcze z artykułu 212 w więzieniu nie zamknęli?
Rzeczywiście, ale w sporze o art. 212 Kodeksu karnego istotny jest tzw. "efekt mrożący". Sama potencjalna możliwość ukarania za słowo, w tym także karą pozbawienia wolności, może na dziennikarza, czy inną osobę, która chciałaby coś krytycznie powiedzieć, może działać hamująco. Z tego punktu widzenia akcja zmierzająca do usunięcia z kodeksu tego przepisu zasługuje na poparcie. Nie można jednak zapominać, że może ona przynieść także skutki uboczne, o których wspomniałem na wstępie naszej rozmowy.