Ustawa o dokumentach publicznych została podpisana w styczniu, jej zapisy wejdą w życie po sześciu miesiącach. Dotyczą nie tylko policjantów, ale też m.in. strażników granicznych, funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Żandarmerii Wojskowej.

Czytaj: Policjanci "pod przykrywką" z kartami płatniczymi>>

"Maskowanie" przy pomocy aktów notarialnych

Regulacja dotycząca dokumentów publicznych, wprowadza zmiany w ustawach dotyczących poszczególnych służb. Zgodnie z nimi funkcjonariusze, przy wykonywaniu czynności operacyjno-rozpoznawczych będą mogli posługiwać się dokumentami publicznymi (w rozumieniu tejże ustawy) lub innymi dokumentami, które uniemożliwiają ustalenie ich danych identyfikujących oraz środków, którymi posługują się przy wykonywaniu zadań służbowych. 

 


Chodzi o takie dokumenty publiczne jak m.in. wypisy, odpisy i wyciągi dokumentów obejmujących czynności notarialne, ale nie tylko. Zgodnie z ustawą są nimi też odpisy prawomocnych orzeczeń sądów, z których wynika nabycie, istnienie lub wygaśnięcie prawa, albo które odnoszą się do stanu cywilnego, pełnomocnictwa, dokumenty tożsamości, dokumenty potwierdzające wykonywanie zawodu np. lekarza, certyfikat członka załogi samolotu i wiele innych. 

Szerokie uprawnienia 

Adwokat z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Marcin Wolny ocenia, że jest to duże zwiększenie uprawnień służb. - Nie wiem, czy to celowe działanie ustawodawcy, czy pewna niestaranność legislacyjna. Do tej pory funkcjonariusze mieli kompetencje do tworzenia dokumentów legalizacyjnych, utrudniających zidentyfikowanie np. danego policjanta, działającego pod przykryciem. Teraz natomiast mogą się w tym celu posługiwać także dokumentami publicznymi. A przecież chodzi tu o akty notarialne, świadectwa ukończenia szkoły, postanowienia sądowe. To może wiązać się z dużymi zagrożeniami – mówi Marcin Wolny. 

Widzi on też zagrożenia dla bezpieczeństwa obrotu prawnego, tym bardziej, że dotyczy to nie tylko funkcjonariuszy, ale też ich informatorów. - Przykład? Dajmy na to informator ma dokument legalizacyjny dotyczący postanowienia w sprawie spadku (na mocy którego w śledztwie ma być jednym ze spadkobierców). Może go użyć zgodnie z prawem, ale może się zdarzyć, że wykorzysta w sposób niezgodny. Rodzą się pytania, jak odwrócić skutki takiego działania. Może przecież zmienić księgę wieczystą, następnie przy pomocy rękojmi publicznej wiary ksiąg wieczystych sprzedać taką nieruchomość. Nabywca nie ma jak się chronić przed skutkami takich działań. Może dojść do chaosu - mówi adwokat.

Czytaj: Podczas podsłuchu wykryto inne przestępstwo? Sąd powinien to ocenić>>

Pewnym zabezpieczeniem - w jego ocenie - mogłoby być wprowadzenie instrumentów kontroli, także publicznej, w postaci choćby obowiązku przekazywania przez służby informacji o liczbie spraw, w których korzystano z takich możliwości. 

Podstawą legalny dokument 

Służby nowe rozwiązania chwalą. Ekspert z zakresu czynności operacyjno-rozpoznawczych Jacek Kudła podkreśla, że z punktu widzenia taktyki, metodyki wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych jest to bardzo potrzebne.  Uspakaja równocześnie, że ustawa zawiera "rzetelną definicję dokumentów publicznych" i co istotne, określa ich kategorie i minimalne zabezpieczenia przed fałszerstwem. W jego ocenie, w myśl obowiązujących przepisów, służby mogą wystawiać dokumenty legalizacyjne na podstawie dokumentów publicznych, ale... prawdziwych, nie sfałszowanych.  

 

W praktyce nie mogą więc opierać czynności na spreparowanych od samego początku dokumentach. - Należy wyraźnie odróżnić dokument legalizacyjny wydany na podstawie np. art. 20a ustawy o Policji od dokumentu sfałszowanego. Funkcjonariusz nie może posługiwać się dokumentem legalizacyjnym wystawianym na podstawie sfałszowanego dokumentu publicznego - mówi Kudła. 

Gwarancjami bezpieczeństwa w tym zakresie - według niego - są też przepisy unijnej m.in. dyrektywa ws. zamówień publicznych

"Pod przykryciem" ale nie bez śladu

Ekspert przypomina też, że choć prawdziwe dane funkcjonariuszy działających pod przykryciem są niejawne, przypisany jest do nich numer ewidencyjny. - Zatem właściwe organy znają prawdziwe dane funkcjonariusza i jeśli przekroczy on swoje uprawnienia musi się liczyć z tym, że poniesie odpowiedzialność karną tak jak wszyscy. Nie może się czuć bezkarny - dodaje Kudła.

Problem w tym, że jak mówią prawnicy - nie chodzi jedynie o udowodnienie winy i ukaranie funkcjonariusza, który "wykorzysta" swoje uprawnienia. Odwracanie skutków jego działania może bowiem trwać latami i wiązać się z dużymi kosztami.