Pełnomocnik rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania Wojciech Kaczmarczyk zorganizował w poniedziałek w Warszawie seminarium „5 lat ustawy +równościowej+ – ocena funkcjonowania i rekomendacje zmian”, podczas którego dyskutowano na temat ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania.
Obowiązek prowadzenia edukacji antydyskryminacyjnej, otwarty katalog przesłanek chroniących przed dyskryminacją, zrównanie ochrony poszczególnych grup w równych obszarach życia - to część postulatów, które zgłaszała Karolina Kędziora z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego (PTPA) i Koalicji na Rzecz Równych Szans.
Przekonywała, że ustawa nie działa - liczba postępowań toczących się w oparciu o jej zapisy nie odzwierciedla rzeczywistej skali zjawiska dyskryminacji w Polsce. Z monitoringu przeprowadzonego w 2014 r. przez PTPA wraz z innymi organizacjami wynika, że takich spraw było pięć. Obecnie, jak oceniła Kędziora, może ich być 2-3 razy więcej, ale to wciąż mało, a większość wszczynana jest przez organizacje pozarządowe.
Jej zdaniem ofiary dyskryminacji nie chcą iść do sądu, ponieważ często nawet nie wiedzą, że jest taka możliwość; problemem jest także brak pomocy prawnej i brak pieniędzy. Dlatego - zdaniem Kędziory - konieczna jest edukacja antydyskryminacyjna, bo ludzie powinni wiedzieć, że ochronę przed dyskryminacją gwarantuje im prawo.
Problemem jest również - jak mówiła - zamknięty katalog przesłanek, które w myśl ustawy są chronione przed dyskryminacją i zapewnienie nierównej ochrony różnym grupom. Oznacza to np., że nie ma ochrony przed dyskryminacją ze względu na płeć w edukacji. Zatem student lub studentka nie są chronieni przed molestowaniem, podczas gdy pracownicy uczelni - już tak.
Również osoby z niepełnosprawnościami nie są chronione w obszarze edukacji. Kędziora przytoczyła przykład dwojga studentów, których dopuszczono do nauki na prywatnej uczelni, ale nie pozwolono im na podchodzenie do końcowego egzaminu, argumentując, że ich niepełnosprawność uniemożliwia pracę w zawodzie. Ustawa antydyskryminacyjna ich w takich przypadku nie chroni, mogą dochodzić swoich praw na gruncie prawa cywilnego, co jest trudniejsze i bardziej kosztowne.
Zdaniem Kędziory katalog powinien być otwarty, tak jak w Kodeksie pracy, dzięki czemu chronione są również cechy niewymienione w przepisach, np. stan zdrowia.
Jacek Zadrożny z Fundacji Vis Maior ocenił, że ustawa w ogóle nie chroni praw osób z niepełnosprawnościami - poza obszarem zatrudnienia, ale w niewiele większym stopniu niż Kodeks pracy. Brak jest natomiast ochrony w takich obszarach jak zdrowie, dostęp do towarów i usług czy edukacja. Przytoczył przykład ortoptyka, który nie wpuścił do gabinetu osoby niewidomej z psem przewodnikiem. Również tej osoby nie chroni ustawa równościowa. Chroniłaby jednak - jak wskazał Zadrożny - np. Azjatę w analogicznej sytuacji.
Jego zdaniem należy zdecydowanie zwiększyć zakres ochrony poszczególnych grup. Wskazał, że warto zapisać - na wzór art. 32 konstytucji - że wszyscy są wobec prawa równi, wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne i nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Innego zdania jest Tymoteusz Zych z Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”, choć on również odwoływał się do art. 32 konstytucji. Jego zdaniem należy rozpatrywać przepisy antydyskryminacyjne z punktu widzenia zapisanej w tym właśnie artykule równości wobec prawa. Zwrócił uwagę, że do ustawy równościowej wpisano zasadę odwróconego dowodu, to znaczy, że ofiara dyskryminacji nie musi udowodnić, a jedynie uprawomocnić, że do tego doszło. Podkreślił, że zasada ta jest odstępstwem od zasady równości wobec prawa i zwrócił uwagę, że polska konstytucja zezwala na takie odstępstwa tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Zych wskazał w tym kontekście na Kodeks pracy, gdzie katalog przesłanek chronionych przed dyskryminacją jest otwarty, jednak - jak mówił - jest to uzasadnione znacznie słabszą pozycją pracownika wobec pracodawcy. Zupełnie inaczej jest - jego zdaniem - w przypadku ustawy równościowej, która w dużej mierze dotyczy podmiotów pozostających w równorzędnych stosunkach. Uznał on, że zawężenie ochrony do określonych przesłanek w określonych sytuacjach jest świadomą i uzasadnianą decyzją ustawodawcy, a cechy i obszary wybrano w oparciu o doświadczenia i badania.
Również ewentualne zmiany w ustawie powinny być, jego zdaniem, pochodną rzetelnej pracy badawczej. W opinii Zycha powinny obejmować zarówno szerszy, jak i węższy zakres niż obecnie.
"Usłyszeliśmy bardzo różne głosy; postulaty części środowisk zajmujących się kwestiami równego traktowania zostały skonfrontowane z innymi środowiskami, które też przedstawiają bardzo istotny z perspektywy społecznej punkt widzenia. Taka rozmowa jest absolutnie niezbędna, żeby wyważyć racje, żeby wyważyć poziom ochrony, by ochrona jednych nie spotkała się z nadmiernymi dolegliwościami dla innych" - powiedział PAP Kaczmarczyk.
"Niewątpliwie wybrzmiały tutaj przykłady dyskryminacji, które są zatrważające i trzeba zmierzać do tego, żeby tego rodzaju przypadki wyeliminować z życia społecznego. Ale pokazano też, że są obszary, które w ogóle nie są jeszcze chronione i państwo powinno dostrzec swoją rolę także w ochronie takich wartości jak rodzicielstwo" - dodał pełnomocnik.
Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy seminarium ma na celu przygotowanie zmian w ustawie; ocenił, że wartością jest to, że różne środowiska się ze sobą spotkały. (PAP)