Rozmowa z dr. Pawłem Litwińskim z kancelarii Litwiński i Wspólnicy

Krzysztof Sobczak: Parę spraw, które mogły być załatwione w ustawie wprowadzającej, m.in. monitoring i wyłączenia dot. policji, zostały przeniesione do ustawy podstawowej. Czy oznacza to, że ustawodawca obawiał się, że oczekiwanie na uchwalenie ich w ustawie wdrażającej skutkowałoby lukami prawnymi?
Paweł Litwiński:
Podział na dwie ustawy - o ochronie danych osobowych i tzw. dostosowującą -  jest do pewnego stopnia umowny i wynika raczej z ekonomii pracy przyjętej przez Ministerstwo Cyfryzacji, niż z wymogów prawnych. Stąd przesunięcia między tymi dwoma ustawami są jak najbardziej możliwe do wyobrażenia i to właśnie obserwujemy, gdzie np. część przepisów dottyczących prawa pracy została przeniesiona z ustawy dostosowującej do ustawy o ochronie danych osobowych. Trudno przesądzić jednoznacznie, co spowodowało taką zmianę. W mojej ocenie akurat w przypadku monitorowania pracowników przez pracodawców nie mielibyśmy do czynienia z luką prawną po 25 maja, a przynajmniej nie powstałaby w tej dacie nowa luka prawna. Od dawna bowiem wiadomo, że te kwestie trzeba uregulować, ale od lat ich nie uregulowano. Stąd przyspieszenie uregulowania nawet o kilka miesięcy oceniam pozytywnie.

A te zmiany dotyczące ustaw policyjnych?
Zupełnie inna sytuacja występuje w związku z art. 175 ustawy o ochronie danych osobowych, który mimo uchylenia ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 roku utrzymuje jej przepisy częściowo w mocy, a to w stosunku do przetwarzania danych osobowych w zakresie objętym tzw. dyrektywą policyjną. Otóż z jednej strony, te kwestie są objęte obowiązującą dzisiaj ustawą o ochronie danych osobowych z 1997 roku – co prawda w mocno ograniczonym zakresie, ale jednak są. Z drugiej strony, 6 maja minął termin implementacji dyrektywy policyjnej, która te kwestie miała uregulować kompleksowo. Skoro więc dyrektywa policyjna nie została implementowana na czas, a ustawa o ochronie danych osobowych z 1997 roku utraciłaby moc w całości 25 maja, rzeczywiście powstałaby luka, jak zresztą alarmowali niektórzy przedstawiciele nauki prawa. Z tego względu i w tej konkretnej rzeczywistości taki zabieg uważam za jedyny możliwy do zastosowania – na zasadzie minimalizacji strat.



Ale czy w tej sytuacji na tej liście problemów z innych dziedzin prawa - ustawa wprowadzająca ma zmienić ponad 200 ustaw - nie ma spraw, w których niewprowadzenie zmian może po 25 maja wywoływać jakieś problemy?

To możliwe. Pojedyncze zmiany dokonane przy pomocy ustawy o ochronie danych osobowych nie zmieniają jednego – tego, że ustawa dostosowująca jest opóźniona i to opóźnienie sięgnie zapewne kilku miesięcy. W efekcie, 25 maja rozpoczniemy stosowanie RODO i pojawią się w systemie prawnym być może setki konfliktów pomiędzy przepisami RODO z jednej strony, a krajowymi przepisami dotyczącymi ochrony danych osobowych z drugiej. Te konflikty, jak wiadomo, trzeba będzie rozstrzygnąć na korzyść RODO, a to ze względu na hierarchię źródeł prawa, w której prawo Unii Europejskiej ma pierwszeństwo przed prawem krajowym. Pytanie tylko o to, kto te konflikty będzie identyfikował i rozstrzygał. W sytuacji braku uchwalenia ustawy dostosowującej, konieczność identyfikacji przepisów, które utraciły moc, spadnie na podmioty stosujące prawo i z pewnością nie wpływa to korzystnie na postulat zapewnienia pewności prawa. Oczywiście pewną pomocą będzie tutaj treść projektu, przynajmniej w zakresie wskazania ogólnych kierunków. Nie można też zapominać o niespójnościach terminologicznych, które ustawa dostosowująca ma wyeliminować – przez kilka miesięcy stosowanie prawa będzie więc wymagało dopasowywania nieraz nieprzystających do siebie konstrukcji RODO i prawa krajowego.