Obecnie w Polsce nie można głosować przeciwko kandydatom umieszczonym na listach wyborczych. Oddanie pustej karty jest głosem nieważnym. Rozwiązanie to trudno jednak uznać za świadectwo dojrzałości demokracji, jeżeli w wielu wypadkach prowadzi do jej psucia - twierdzi w analizie dla ISP Marcin Waszak.  Wariant głosowania w języku angielskim określany jako None of these candidates – popularna NOTA – cieszy się poparciem przede wszystkim środowisk antysystemowych, kontestujących instytucję wyborów jako dalece niedoskonałą. Ceną za pozór wolności wyboru w postaci głosowania na "żadnego z powyższych" wydaje się umniejszenie rangi procesu wyborczego, którego podstawową funkcją jest przecież zagwarantowanie ciągłości władzy publicznej.
Takie głosowanie jest dopuszczalne np. w Kolumbii, na Ukrainie i w stanie Newada (USA). Oddanie białej kartki bez adnotacji daje ważny głos w Hiszpanii, Szwecji, Francji i Belgii.
Hiszpańscy wyborcy, którzy korzystają z prawa oddawania głosów pustych (voto en blanco), poza wyborami parlamentarnymi mieli okazję zagłosować w ten sposób także pod czas referendum nad konstytucją europejską w 2005 roku. Wówczas sześć procent wszystkich głosujących oddało głosy puste. Nawet jednak wtedy, gdy by padło ich więcej, nie
spowodowało by to żadnych konsekwencji prawnych, ponieważ hiszpańskie referendum miało charakter doradczy i nie wiążący dla rządu. W drugiej turze wyborów prezydenckich na Ukrainie w 2010 roku żaden z kandydatów nie uzyskał ponad 50 proc. głosów. Stało się tak na skutek ponad 4 proc. głosów oddanych przeciw wszystkim – ukraińskiej odmiany NOTA.
Nawet w krajach, w których głosy oddane na żadnego z kandydatów uznaje się za wiążące – wpływ na wynik wyborów jest mocno ograniczony.
Zdaniem Marcina Waszaka państwom tym nie zagrażają poważniejsze perturbacje w rodzaju powtarzanych wyborów, które mogłyby zakłócić naturalny proces doboru osób na stanowiska państwowe.