– Mamy zamówienia na wszystkie typy pracowników – od stanowisk fizycznych po dyrektorskie. Obserwujemy największy deficyt pracowników wykwalifikowanych technicznych niższego szczebla, tzw. osób z fachem w ręku, jak spawacze czy cukiernicy. Takich osób brakuje na rynku pracy – podkreśla Natalia Bogdan, prezes agencji pracy Jobhouse.
Bezrobocie systematycznie spada. Jak szacuje resort pracy, w marcu bezrobocie wyniosło 8,2 proc., czyli o 0,3 pkt proc. mniej niż w lutym. Coraz częściej pracodawcy narzekają na brak wykwalifikowanej kadry. Zdaniem ekspertów można mówić o bezrobociu strukturalnym, bo umiejętności i wykształcenie bezrobotnych nie przystają do potrzeb rynku.
– Mamy teraz do czynienia z rynkiem pracownika, czyli jest większe zapotrzebowanie na pracowników i trudniej znaleźć ich niż pracę. Na pewno będziemy poszukiwać wszelkich pracowników z fachem w ręku, pracowników technicznych z wykształceniem zawodowym w danym kierunku lub z określonymi umiejętnościami twardymi. Myślę, że taki trend utrzyma się przez dłuższy czas na rynku – ocenia Natalia Bogdan.
Jak podkreśla ekspertka, wciąż duże jest zapotrzebowanie na informatyków i specjalistów IT, dlatego przy odpowiednich predyspozycjach dobrze jest kształcić się właśnie w tym kierunku. Pracodawcy coraz mniejszą wagę przykładają jednak do wykształcenia. Bardziej liczą się umiejętności oraz zdobyte doświadczenie. Dobre perspektywy zawodowe mają absolwenci szkół zawodowych i techników.
[-DOKUMENT_HTML-]
– Jest przyszłość dla zawodów technicznych. Jeżeli mamy taką możliwość i to nas interesuje, to nie idźmy owczym pędem na studia wyższe, wierząc, że tytuł magistra da nam pracę, bo jest mnóstwo osób po kierunkach ogólnych, które tej pracy nie mogą znaleźć – przekonuje prezes Jobhouse.
Szkoły zawodowe powoli odzyskują dawny prestiż. W 2015 roku niemal połowa gimnazjalistów kontynuowała naukę właśnie w szkole zawodowej lub technikum. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku dwie trzecie uczniów szkół podstawowych decydowało się na tego rodzaju naukę. W latach 90. już ok. 40 proc.
Oprócz technicznych umiejętności istotne jest również doświadczenie. Dlatego coraz częściej pierwsze kroki na rynku pracy młodzi ludzie stawiają podczas studiów.
– Wiele firm poszukuje praktykantów i stażystów, także na wakacje. Po pierwsze, takie doświadczenie można wpisać do CV. Po drugie, jeżeli pokażemy się z dobrej strony, to po ukończeniu studiów taki pracodawca przyjmie nas z otwartymi ramionami do grona pełnoprawnych pracowników – tłumaczy Natalia Bogdan. – Cennym doświadczeniem jest też wolontariat. Pokazuje on, że jesteśmy aktywni i pracujemy nie tylko dla pieniędzy, lecz także dla wyższego celu – dodaje.
Jak wynika z badania „Student w pracy 2016”, przeprowadzonego przez agencję SW Research, prawie 60 proc. studentów dorabia po zajęciach. Połowa z tej grupy pracuje dorywczo, przede wszystkim w trakcie wakacji, a 30 proc. studentów ma stałą pracę. Ponad 40 proc. z tych, którzy pracują podczas studiów, zarabiać zaczęło już na pierwszym roku. Nieco mniej niż połowa pracuje w swoim przyszłym zawodzie.
– Agencje pracy tymczasowej oferują pracę w elastycznym wymiarze czasu. Nawet jeżeli ktoś studiuje dziennie, to jest bardzo wiele prac weekendowych, czasami nawet na zmiany nocne. Dużo firm, np. typu shared service, pracuje 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, więc można dobrać takie godziny, które nie będą kolidowały ze studiami czy wychowaniem dziecka – podkreśla Natalia Bogdan.
Źródło: Newseria