Nad placem Syntagma przed greckim parlamentem unosiły się kłęby gazu łzawiącego. Wielu ludzi miało twarze posmarowane białym preparatem, który wygląda jak pasta do zębów i ma przeciwdziałać skutkom gazu łzawiącego. Inni używali masek przeciwgazowych lub mieli twarze owinięte szalikami.
Stojący na jednej z bocznych ulic policjanci z oddziału prewencji spytani przez PAP, czy na Syntagmie jest bezpiecznie, powiedzieli, że na plac można wejść, ale lepiej się tam nie zatrzymywać. Wkrótce potem, według informacji udzielonej PAP przez grupę demonstrantów, policjanci ustawili się w różnych miejscach placu w szpalery, powstrzymując tym samym ludzi od swobodnego przemieszczania się.
"Od 15 lat uczestniczę w demonstracjach, ale nigdy nie miałem do czynienia z tą taktyką. Syntagma był zawsze otwarty dla demonstrantów" – powiedział PAP 40-letni Petros z twarzą wysmarowaną białym preparatem. Uczestnik demonstracji trzymał nad głową tablicę ze zdjęciem Fotisa Kuwelisa, lidera niewielkiej partii Demokratyczna Lewica (DIMAR), wchodzącej w skład koalicji rządowej. "Kuwelis, idź ty na ryby" – głosił napis pod zdjęciem lidera DIMAR-u, który w wyniku ostatnich przedsięwzięć rządu znacznie stracił poparcie.
Demonstracje w Atenach i innych miastach Grecji, a także 24-godzinny strajk generalny zostały zwołane przez dwa główne greckie związki zawodowe: GSEE, który zrzesza ok. 1,4 mln pracowników sektora prywatnego, oraz ADEDY - zrzeszający ponad 400 tys. pracowników sektora publicznego.
W protestach uczestniczyły także inne organizacje, głównie lewicowe, a także grupa anarchistów. Ci ostatni byli prawdopodobnie głównymi sprawcami zamieszania przed parlamentem, ponieważ rzucali w policję kamieniami i koktajlami Mołotowa.
Według Sotirisa Martalisa, nauczyciela fizyki w szkole średniej i członka Głównej Rady ADEDY, strategia uzgodniona przez wszystkie związki biorące udział w demonstracji polegała na tym, aby jedynie przemaszerować pod parlament, a następnie spokojnie się rozejść. "Uznaliśmy, że plac Syntagma może być za mały, aby pomieścić dzisiejszą demonstrację" – powiedział PAP Martalis, który jest także aktywnym działaczem Koalicji Radykalnej Lewicy (SYRIZA), czyli głównej partii
opozycyjnej, która w czerwcowych wyborach zajęła drugie miejsce i przez wielu Greków uważana jest za przyszłą partię rządzącą.
Główne ulice śródmieścia Aten, takie jak Stadiou i Patision, a także plac Omonia, były szczelnie wypełnione tysiącami ludzi maszerujących pod wieloma sztandarami, śpiewających Międzynarodówkę i rozrzucających ulotki. "Naszego lokalnego związku jest tu jakieś 800 metrów" – powiedział PAP 49-letni elektryk Lazarus, maszerujący ze swoimi kolegami ulicą Patision pod transparentem z napisem: "Wara od naszego prawa pracy".
Lazarus, zatrudniony od 25 lat w administracji państwowej, członek ADEDY, powiedział PAP, że ma troje dzieci. Dwa lata temu zarabiał 1500 euro, teraz na rękę dostaje zaledwie 800 euro. "24-godzinny strajk to za mało, żeby zmienić politykę tego rządu – podkreślił. - Powinniśmy wyjść na ulicę na dłużej, niestety nie wszyscy w ADEDY się z tym zgadzają".
Sotiris Martalis, który jako nauczyciel - także po 25 latach pracy - dostaje obecnie 1100 euro miesięcznie (o 300 euro mniej niż dwa lata temu), wyznaje w rozmowie z PAP: "Problem polega na tym, że w komitecie zarządzającym zarówno w ADEDY, jak i w GSEE większość mają w dalszym ciągu członkowie Nowej Demokracji i PASOK, czyli dwóch głównych partii rządzącej koalicji, którzy zawsze próbują zminimalizować nasze działanie. Na całe szczęście istnieje bardzo duże parcie od dołu, żeby kontynuować protesty, a nawet je nasilać". Martalis zapowiedział, że następny strajk przeciwko pakietowi oszczędnościowemu, planowany na dzień, w którym rząd złoży swoją propozycję w parlamencie, będzie najprawdopodobniej trwał 48 godzin.
Z Aten Agnieszka Rakoczy (PAP)
ara/ cyk/ mc/