– Jest rzeczą oczywistą, że w sytuacji, gdy budżet jest napięty do granic możliwości, władze publiczne gorączkowo poszukują dodatkowych pieniędzy gdzie jest to tylko możliwe, a Fundusz Pracy jest dla nich niezwykle wygodnym źródłem finansowania. Nie możemy jednak zgodzić się na to, by jego środki były kierowane na inne cele niż te, dla realizacji których go powołano, czyli przede wszystkim łagodzenia skutków bezrobocia oraz aktywnego mu przeciwdziałania. Wszelkie istotne zmiany w tym zakresie nie powinny być arbitralnie narzucane, lecz wprowadzane w porozumieniu z partnerami społecznymi – przypomina Łukasz Kozłowski.

Składka na Fundusz Pracy wynosi 2,45% podstawy wymiaru i jest opłacana przez pracodawcę za pracownika, a także w wielu przypadkach za zleceniobiorcę. Osoby prowadzące działalność gospodarczą muszą płacić składkę na ten fundusz również za siebie. Celem istnienia Funduszu Pracy jest walka z bezrobociem oraz jego skutkami. Z jednej więc strony z jego środków wypłacane są zasiłki dla bezrobotnych, a z drugiej finansuje się programy oraz wszelkie działania, które mają pomóc osobom pozbawionym pracy w znalezieniu zatrudnienia.

Niestety Fundusz Pracy jest traktowany przez kolejne rządy jako źródło łatwych, dodatkowych pieniędzy na sfinansowanie rosnących wydatków. Przez to już od kilku lat ze środków Funduszu Pracy pokrywa się koszty staży i szkoleń podyplomowych lekarzy i pielęgniarek,  mimo że powinien je finansować budżet państwa. Na skutek tych działań zaniżany jest deficyt budżetowy.

Ministerstwo Zdrowia wystąpiło kilka miesięcy temu z propozycją zapisania na stałe tego mechanizmu w odpowiedniej ustawie, jednak po protestach pracodawców i związków zawodowych inicjatywa ta została zablokowana przez Radę Ministrów. Nie zmienia to jednak faktu, iż jako rozwiązanie prowizoryczne i teoretycznie tymczasowe, finansowanie staży lekarskich z Funduszu Pracy nadal jest kontynuowane.

W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z prawdziwym wysypem pomysłów na zagospodarowanie środków Funduszu Pracy. Np. Ministerstwo Edukacji Narodowej wysunęło sugestię, by finansować z niego szkolnictwo zawodowe, a Ministerstwo Rozwoju – by pokrywać z niego dopłaty do dodatkowych składek emerytalnych w ramach tzw. Pracowniczych Planów Kapitałowych. Teraz zaś w projekcie nowej rządowej ustawy o wsparciu kobiet w ciąży i ich rodzin zapisano, że wynagrodzenie asystentów rodzin również ma być wypłacane z Funduszu Pracy w kwocie 70 mln zł.

Fundusz Pracy nie jest skarbonką bez dna. Jak zresztą wynika z jego planu finansowego na 2016 r., już teraz wykazuje on deficyt, bowiem wpływy do niego mają wynieść 11,28 mld zł, a koszt realizacji jego zadań aż 12,24 mld zł, co oznacza, że luka finansowa w funduszu wynosi ok. 950 mln zł. Dokładanie mu kolejnych wydatków niezwiązanych z celami, do których realizacji został on powołany, skutkować będzie pogłębieniem tej nierównowagi finansowej. Tymczasem stan Funduszu na początek br. wynosił 5,2 mld zł. Oznacza to, że po kilku latach utrzymywania takiego deficytu, wyczerpane zostaną rezerwy finansowe Funduszu Pracy, a co za tym idzie nie będzie on mógł skutecznie służyć realizacji podstawowego swojego zadania, czyli umożliwiania prowadzenia aktywnej polityki rynku pracy.

Z uwagi na to najnowsze pomysły rządu w sprawie wykorzystania środków Funduszu Pracy na wypłatę wynagrodzeń dla asystentów rodzin budzą nasz zdecydowany sprzeciw. Jeżeli rząd chce realizować te nowe zadania, powinien znaleźć na nie pieniądze w budżecie państwa, a nie szukać ich poza nim.