Odwlekanie momentu wejścia w życie tych zmian wynika z istniejących ograniczeń budżetowych. Rok 2017 będzie szczególnie trudny dla polskich finansów publicznych – świadczenia w ramach programu 500+ będą musiały być wypłacane przez pełne 12 miesięcy, a kasa państwa nie będzie już w tak dużym stopniu zasilana wpływami o nadzwyczajnym charakterze, jak ma to miejsce obecnie. Rząd z pewnością liczy na to, że w kolejnych latach nadal będzie utrzymywać się korzystna koniunktura gospodarcza, a działania podejmowane w celu zwiększenia dochodów podatkowych zaczną przynosić wyraźny efekt. To, w połączeniu z przesądzonym już wycofaniem ustawowej gwarancji przywrócenia niższego VAT, może pozwolić na uniknięcie ponownego wpadnięcia w procedurę nadmiernego deficytu pomimo skrócenia wieku emerytalnego. Takie działanie byłoby jednak ryzykowne, gdyż oznaczałoby ono utrzymywanie przez długi czas relatywnie dużego ujemnego salda sektora finansów publicznych. Będzie to oznaczać, że w momencie gdy obecne ożywienie dobiegnie końca i gospodarka wejdzie w okres spowolnienia lub recesji, luka fiskalna szybko osiągnie bardzo wysoki poziom. Innymi słowy jest to okazja na zbudowanie odpowiedniego buforu bezpieczeństwa pozwalającego na przetrwanie bez większych napięć trudniejszych czasów zostanie zmarnowana.

W jeszcze większym stopniu niż budżet państwa konsekwencje podjętej decyzji będą ponosić sami emeryci. Obecnie funkcjonujący w Polsce system emerytalny reguluje się w sposób samoistny – jeżeli długość życia na emeryturze stale się wydłuża, a okres opłacania składek ulega skróceniu, oznacza to, że świadczenia będą niższe – w przypadku kobiet o ponad 40 proc., a dla mężczyzn o 15 proc. Każdy kolejny rocznik emerytów będzie otrzymywał coraz niższe świadczenia w stosunku do wysokości ich wcześniejszych zarobków – emerytura może w przyszłości wynosić zaledwie 1/3 ostatniej pensji.

Polecamy: Szydło: obniżanie wieku emerytalnego to sprawiedliwość emerytalna

Na decyzji w sprawie obniżenia wieku emerytalnego ucierpi także polska gospodarka. Jak prognozuje GUS, już w 2020 r. liczba osób w wieku produkcyjnym będzie o 1 mln niższa niż w przypadku, gdyby utrzymano dalsze wydłużanie wieku emerytalnego. Natomiast spadek podaży pracy coraz mocniej będzie ograniczać potencjalne tempo wzrostu gospodarczego, sprawiając, że Polsce coraz trudniej będzie nadrabiać dystans do krajów Europy Zachodniej. Wzrost PKB na poziomie 3 procent może okazać się szczytem możliwości, a nie – jak dawniej – absolutnym minimum.

Nie należy też liczyć na to, że skrócenie wieku emerytalnego sprawi, że zwolni się więcej miejsc pracy dla młodych osób. Zatrudnienie starszych i młodszych pracowników jest bowiem względem siebie komplementarne, a nie substytucyjne – pracownicy w wieku przedemerytalnym na ogół nie zajmują tych samych stanowisk i nie wykonują tej samej pracy, którą mogliby od nich przejąć młodzi. Co więcej, niższy wiek emerytalny oznacza mniej pracujących osób, czyli mniejszy dochód do podziału. Mniejszy dochód to też mniejsza konsumpcja, a ograniczony popyt konsumpcyjny przekłada się na zmniejszone zapotrzebowanie na pracowników. Ostatecznie więc część miejsc pracy osób przechodzących na emeryturę nie przypadnie młodym, lecz po prostu zniknie.

Łukasz Kozłowski, ekspert ekonomiczny Pracodawców RP