Kampanię "Jestem mamą. Nie rehabilitantką. Jestem tatą. Nie terapeutą" zorganizowały Fundacja IMAGO i Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego (FIRR).
Z danych GUS wynika, że w Polsce żyje ponad 560 tys. rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi, w tym ok. 350 tys. to rodziny pełne, a ok. 210 tys. - niepełne. W rodzinach pełnych w tylko 42 proc. przypadków oboje rodziców jest aktywnych zawodowo, w co trzeciej, jedno z nich rezygnuje z pracy, by zająć się dzieckiem; najczęściej jest to matka (75 proc.), rzadziej ojciec (25 proc.); w co czwartej pełnej rodzinie nie pracują oboje. W rodzinach niepełnych biernych zawodowo jest 74 proc. rodziców (w tym 89 proc. to samotne matki, a 11 proc. - ojcowie). W sumie rodzin, gdzie co najmniej jedno z rodziców nie pracuje jest ok. 350 tys., co daje 310 tys. biernych zawodowo kobiet i 130 tys. mężczyzn.
Jak przekonywał w środę w Warszawie na spotkaniu inaugurującym kampanię dr Paweł Kubicki ze Szkoły Głównej Handlowej "sytuacja, gdy rodzic rezygnuje z zatrudnienia, aby zajmować się dzieckiem z niepełnosprawnością i dostaje świadczenie pielęgnacyjne, którego nie wolno łączyć z pracą, nie jest mądrym rozwiązaniem. Powinno to być wyjście dla niektórych, określonych przypadków, a nie podstawowy model".
Obecnie dąży się do częściowego uzawodowienia opieki nad dziećmi z niepełnosprawnościami; w zeszłym roku premier Donald Tusk zapowiedział, że w ciągu kilku lat świadczenia dla rodziców podejmujących się takiej opieki wzrosną do kwoty równej minimalnej pensji.
"Jeśli wybieramy uzawodowienie opieki i podwyższenie świadczenia jako wiodący model, musimy liczyć się z tym, że realnym kosztem będzie wykluczenie dużej grupy rodziców, nie tylko z rynku pracy, ale po prostu z życia" - mówił Kubicki.
Jego zdaniem jest to również nieopłacalne. Jak wyliczył, gdy jedno z rodziców rezygnuje z pracy i nabywa prawo do zasiłku, nie płacąc podatków ani składek przez osiemnaście lat, oznacza to koszt w wysokości ok. 0,5 mln. zł, przy założeniu, że dziecko po osiągnieciu pełnoletności pozostawać będzie bez pracy. Zakładając, że rodzicowi nie uda się już wrócić do pracy, co po kilkunastoletniej przerwie jest bardzo prawdopodobne, koszt ten wrasta do ponad 1,6 mln zł.
Z kolei, jeśli umożliwiłoby się rodzicowi pracę np. na pół etatu, a dziecku edukację umożliwiającą podjęcie pracy choćby za minimalne wynagrodzenie, bilans kosztów i korzyści będzie już dodatni i wyniesie blisko 200 tys. zł.
Kubicki zwrócił też uwagę na system edukacji, który zorganizowany jest tak, że dziecko w szkole rzadko znajduje specjalistyczne wsparcie i rodzice muszą szukać go na własną rękę. W praktyce oznacza to, że dziecko musi być odbierane około południa, a to uniemożliwia łączenie opieki z pracą.
Potwierdzają to doświadczenia rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Dorota Próchniewicz, która samotnie wychowuje 18-letniego autystycznego syna, opowiadała, że znalezienie szkoły, w której dziecko mogłoby przebywać dłużej i mieć wsparcie terapeutów jest bardzo trudne. Największym zaś problemem jest zorganizowanie dzieciom opieki na czas wakacji i ferii.
Piotr Pawłowski z FIRR dodał, że często rodzice słyszą, że powinni sami zajmować się swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, sami organizować dla niech terapię. "Często w takich sytuacjach mówią słowa, które stały się hasłami naszej kampanii: jestem mamą, nie rehabilitantką, jestem tatą, nie terapeutą. Nie muszą robić wszystkiego sami i znać się na wszystkim, bo jest system wsparcia, który powinien im pomóc. I to chcemy przekazać w kampanii" - tłumaczył.
W ramach kampanii uruchomiono punkt informacyjny, udzielający wsparcia rodzicom chcącym godzić życie zawodowe z wychowywaniem niepełnosprawnego dziecka.
Na stronie projektu www.pomocdlarodzicow.pl rodzice będą mogą skontaktować się z konsultantami i ekspertami, a także pobrać przydatne materiały, takie jak: informator, czy wzory pism.