W przeciwieństwie do Niemiec, gdzie liczba ludności ma zacząć maleć już w najbliższych latach, liczba mieszkańców Wielkiej Brytanii prawdopodobnie wzrośnie w kolejnych dekadach, m.in. dzięki temu, że wśród imigrantów po przybyciu do tego kraju rodzi się dużo dzieci.

Zobacz także: MPiPS: trzeba wyrównywać szanse na rynku pracy

Według szacunków unijnego urzędu statystycznego Eurostat w 2080 roku ludność W. Brytanii przekroczy 85 mln wobec ok. 64 mln w 2013 roku. Z kolei z prognoz firmy konsultingowej Centre for Economics and Business Research (CEBR) wynika, że dzięki przyrostowi ludności już ok. 2030 roku brytyjska gospodarka prześcignie niemiecką, obecnie największą w UE.

Przez najbliższych kilka dekad proporcja ludzi w wieku 65 lat i starszych wobec ludzi w przedziale wiekowym 15-64 lata w W. Brytanii będzie rosnąć łagodniej niż w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech czy Polsce. Oznacza to, że państwo brytyjskie łatwiej zapewni środki na opiekę nad starzejącą się częścią populacji.

Mimo tych optymistycznych danych kwestia imigracji w Wielkiej Brytanii wywołuje spory i niechęć wyborców, zmęczonych latami oszczędnościowych budżetów i zaniepokojonych wpływem przybyszów na jakość usług publicznych i rynek nieruchomości - zauważa Reuters.

Jeśli migracja netto (różnica między osobami wyjeżdżającymi z kraju a przyjeżdżającymi do niego na dłużej niż trzy miesiące) spadnie i utrzyma się na poziomie forsowanym przez konserwatywny rząd, czyli poniżej 100 tys. osób rocznie, brytyjska gospodarka skurczy się o 11 proc. do 2060 r., w porównaniu do sytuacji, gdyby migracja netto utrzymała się na poziomie ok. 200 tys. osób rocznie - obliczył wiodący think tank brytyjski National Institute for Economic and Social Research (NIESR). W okresie 12 miesięcy do końca czerwca 2014 r. migracja netto w Wielkiej Brytanii wyniosła 260 tys. osób.

W dłuższej perspektywie spowolniona imigracja może też utrudnić rządowi kontrolowanie krajowego budżetu - pisze Reuters. Doradzający gabinetowi Urząd Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) obliczył, że jeśli migracja netto spadnie do ok. 90 tys. osób rocznie, pierwotny deficyt budżetowy (bez kosztów obsługi zadłużenia) co rok rósłby o 0,2 punktu procentowego PKB, a zadłużenie netto wzrosłoby o 6 proc. PKB do roku obrachunkowego 2063/2064 - niż przy i tak radykalnym założeniu, że migracja netto spadłaby do 105 tys. osób rocznie.

"Te liczby mogą się wydawać marginalne, ale nie są. Niewątpliwie spowolniłyby proces redukcji deficytu" - podkreślił Marko Mrsnik z agencji ratingowej Standard & Poor's. "To pytanie bardzo często zadawane w Europie - do jakiego stopnia możemy otworzyć granice (dla imigrantów) (...). Na razie wychodzi na to, że nie będzie ich wystarczająco dużo. Starzenie się społeczeństwa jest po prostu przytłaczające" - dodał.

Imigracja to tylko jeden element szerszej kampanii mającej pomóc krajowi unieść koszty związane z tą demograficzną tendencją. Wielka Brytania szuka również sposobów na jak najdłuższe utrzymanie aktywności zawodowej ludzi starszych, stopniowo podwyższa też wiek emerytalny - według prognoz nawet do 70 lat w ciągu najbliższych pięciu dekad.

Na razie jednak część analityków obawia się, że głosząc antyimigracyjne hasła, brytyjscy politycy mogą zniechęcić potencjalnych imigrantów. Postępując w ten sposób, politycy "mogą sobie strzelić w stopę. Wszystkie badania pokazują, że wpływ imigracji na wzrost gospodarczy i kwestie fiskalne był dotąd bardzo pozytywny" - ocenił Erik Nielsen, główny ekonomista banku UniCredit.

Brytyjski premier David Cameron zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że zażąda od UE zmiany jej traktatów założycielskich, aby Wielka Brytania mogła ograniczyć imigrację z UE, według niego obciążającą brytyjski system świadczeń socjalnych. W kraju rośnie popularność eurosceptycznej Partii