W lipcu urzędy pracy wykreśliły z rejestru bezrobotnych 9,8 tys. osób, które nie zgodziły się przyjąć zaproponowanej im oferty pracy lub innej formy pomocy. To niemal dwukrotnie więcej niż przed rokiem.  Okazuje się, że coraz więcej pracodawców zgłasza do tych instytucji propozycje zatrudnienia na umowach śmieciowych, bo na wolnym rynku nie mogą już często znaleźć na nie chętnych.
Wielu zarejestrowanych bezrobotnych nie godzi się na takie oferty, wybierając utratę statusu bezrobotnego (z tym się wiąże odrzucenie propozycji urzędu). Chodzi zwłaszcza o tych, którzy musieliby dojeżdżać do nowej pracy, mieszkających w regionach, gdzie komunikacja publiczna nie działa sprawnie. Tymczasem w 70-80 proc. ofert proponowane wynagrodzenie nie przekracza płacy minimalnej, czyli 1750 zł brutto.
 
 
- Ludzie robią się coraz bardziej asertywni. Wiedzą, że praca na śmieciówkach nie buduje ich przyszłości, więc nie chcą jej brać – komentuje Piotr Duda, przewodniczący KK i zaznacza – Niedopuszczalnej jest natomiast, że urzędy pracy w ogóle proponują takie śmieciowe zatrudnienie i jeszcze wyciągają z tego konsekwencje wobec bezrobotnych!
Są jednak regiony, w których w dalszym ciągu tylko nieliczni odmawiają przyjęcia zatrudnienia. Dotyczy to głównie ściany wschodniej, informuje „Rzeczpospolita”.