Jednym z wniosków Raportu NIK dotyczącego kredytów „frankowych” jest wprowadzenie osobistej odpowiedzialności zarządzających instytucjami finansowymi za naruszenie przepisów z zakresu ochrony konsumentów. Jak Pani ocenia taki pomysł?

Wprowadzenie osobistej odpowiedzialności menedżerów za działania naruszające interesy klientów jest dobrym pomysłem. W praktyce widać, że w razie stwierdzenia nieprawidłowości znajduje się „kozła ofiarnego” w postaci jakiegoś szeregowego pracownika. Okazuje się na przykład, że wyłącznym winnym upadku dużego banku jest pojedynczy „trader” zawierający bardzo ryzykowne, spekulacyjne transakcje. Pytanie czy władze tego banku nie zaniedbały kontroli działalności tego departamentu, dlaczego nie zadziałały procedury zarządzania ryzykiem. Menedżerowie powinni być w pełni odpowiedzialni za to co się dzieje w kierowanej przez nich firmie. Ten trend widać w unijnym prawodawstwie. Rozporządzenie MAR z lipca 2016 r. w sprawie nadużyć*, wprowadza osobistą odpowiedzialność członków zarządów spółek będących emitentami giełdowymi, za naruszenie zasad poufności.

Czytaj również: NIK krytykuje KNF i UOKiK za brak działań wobec frankowiczów >>

Jak taki system mógłby wyglądać? Jakiego rodzaju mogłyby to być kary?
Sankcjonowane mogłoby być m. in. wprowadzenie i oferowanie produktu, co do którego stwierdzone byłoby – np. przez UOKiK - naruszenie zbiorowych interesów klientów. Dodatkowo uważam, że taki produkt powinien mieć „metryczkę”, pokazującą jakie kluczowe osoby nad nim pracowały. Chodzi tu nie tylko o członków zarządu, którzy w danym momencie urzędują, ale też wyższą kadrę menedżerską departamentów zaangażowanych w tworzenie produktu. W ten sposób powstałaby baza osób, do której Komisja Nadzoru Finansowego mogłaby sięgać np. przy procesie akceptacji. Łatwo można by było sprawdzić, czy dana osoba w przeszłości nie kierowała np. departamentem prawnym w firmach, które wypuszczały na rynek felerne produkty. Tworzenie takiej historii „dokonań” menedżerów ułatwiłoby obronę decyzji nadzoru w sądzie. Warto zauważyć, że wokół decyzji w odniesieniu do kandydata na prezesa jednego z ubezpieczycieli podjętej w 2016 r. cały czas trwa spór sądowy. Komisja uznała wtedy, że kandydat nie daje rękojmi prowadzenia zakładu ubezpieczeń w sposób należyty. Często w pismach do nas firmy podkreślają, że skoro klient podpisał umowę, to nie powinien mieć teraz pretensji. Analogicznie menedżer, który akceptuje określony produkt czy procedurę sprzedaży powinien być za to odpowiedzialny.

Jakie przewinienia mogły by być sankcjonowane?
Dobrym przykładem jest sprawa ubezpieczeń tzw. polis UNWW, czyli ubezpieczeń niskiego wkładu sprzedawanych przy kredytach hipotecznych. Jest już jasne, że postanowienia wprowadzające je do umowy są uznawane za abuzywne. Można je znaleźć w rejestrze klauzul niedozwolonych prowadzonym przez UOKiK. Pojawiają się kolejne korzystne dla klientów wyroki. Tymczasem klient, który wygra sprawę o składkę zapłaconą na przykład w latach 2014-2017, w 2018 r. jest zmuszany do opłacenia składki za kolejne trzy lata. Od strony formalnej wyrok rzeczywiście dotyczy składki i umowy wskazanej w pozwie. Ale czemu procedury banku zmuszają klientów do składania kolejnych pozwów? Moim zdaniem menedżerowie, którzy o tym decydują, nie powinni mieć szans na kontynuowanie działalności na polskim rynku. Mogliby też ponosić odpowiedzialność finansową za praktyki naruszające zbiorowe interesy klientów.


Już dziś jest możliwość nakładania wysokich kar na spółki. Czy to nie wystarczy?
1 mln zł kary dla spółki ma zupełnie inną wagę niż 1 mln zł zapłacony bezpośrednio z kieszeni prezesa. Dodatkowo kary to działanie post factum, a trzeba stworzyć system działający prewencyjnie. Dziś prezes może akceptować praktyki, które w dłuższym okresie niosą za sobą ryzyko sankcji dla spółki, bo dla niego osobiście to opłacalne. Dostanie kolejne premie za dobre wyniki, być może jakiś gigantyczny bonus jeśli „napompowaną” złymi produktami spółkę uda się korzystnie sprzedać. Spółka zapłaci karę za kilka lat, a jego przecież już w tej spółce nie będzie. Dlatego musi być mechanizm, który zniechęcałby do takich praktyk. Jeśli menedżer miałby świadomość, że może łatwo stracić to co zarobił na wprowadzaniu nieuczciwych produktów, to zastanowiłby się trzy razy. Miałoby to więc znaczenie prewencyjne.
W Raporcie o tzw. polisach z UFK, czyli ubezpieczeniach z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, wskazywaliśmy na rozwiązania z rynku niemieckiego. Przywoływaliśmy tam wyroki Federalnego Trybunału Sprawiedliwości, w których w sentencji zakazywano pozwanemu ubezpieczycielowi stosowania określonych klauzul w umowach ubezpieczenia z funduszem kapitałowym zawieranych z konsumentami. W razie naruszenia zakazu sąd zastrzegał uprawnienie do wymierzenia członkom zarządu pozwanego ubezpieczyciela kary grzywny do kwoty 250 tys. euro, a w przypadku braku możliwości wyegzekwowania kary pieniężnej – kary aresztu porządkowego, nałożonej na członków zarządu maksymalnie na okres do 2 lat.

 

Czy menedżerów należałoby karać więzieniem?
Uważam, że należy rozdzielić odpowiedzialność karną i tą, którą można nazwać odpowiedzialnością „biznesową”. Kary pozbawienia wolności, jako najostrzejsza sankcja powinny być zarezerwowane dla najbardziej jaskrawych przypadków udowodnionych przestępstw, czy świadomych oszustw. Taka decyzja powinna leżeć w gestii sądu.
Czytaj również: Odpowiedzialność karna nawet za brak należytej staranności >>


Sprawa Getbacku pokazuje, że problemem może być też tzw. zła sprzedaż. Czy ona też obciąża menedżerów?
Moim zdaniem tak. Choć oni oczywiście będą się bronili, że to szeregowy pracownik popełnił błąd, działał niezgodnie z procedurami i wytycznymi. Tymczasem presja na wyrobienie planów tzw. nowej sprzedaży idzie przecież z samej góry. Liczy się tylko zdobycie nowego klienta, a o posiadanym myśli się mniej. Wydaje się, że warto wrócić do systemu, w którym kluczowym wskaźnikiem była tzw. rentowność klienta i jego zadowolenie z produktu i obsługi. Widzę, że ustawodawcy zaczynają dostrzegać problem missellingu, napędzanego planami sprzedażowymi. Przypomnę, że ustawa o kredycie hipotecznym przewiduje zakaz wynagradzania wyłącznie za wyniki sprzedaży. Mam nadzieję, że te wytyczne będą przestrzegane w dobrze pojętym wspólnym interesie. Cały czas liczę, że menedżerowie będą prowadzili działalność mając na względzie długoterminowy interes spółki, a nie cele krótkoterminowe. W długim terminie uczciwe działanie bardziej popłaca.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu.