– Na razie zmiany cen nie obserwujemy – mówi Bartosz Turek, ekspert ds. nieruchomości Lion’s Bank. – Co prawda, niektórzy deweloperzy sondują rynek, żeby sprawdzić, czy już mogą podnieść stawki czy nie, ale są to przypadki rzadkie, gdyby spojrzeć na cały rynek, można mówić, że przeciętne ceny, zarówno ofertowe, jak i transakcyjne, pozostają na niezmienionym poziomie. Widać wprawdzie lekkie odbicie cen transakcyjnych, ale to efekt zakończenia programu "Rodzina na swoim"
Jego zdaniem w tym roku nie można oczekiwać znaczącego wzrostu cen mieszkań. Na rynku wciąż nie ma wielkiego ruchu, chociaż w wynikach sprzedaży deweloperów widać ożywienie.
– Gdyby porównać wyniki sprzedaży 10 największych firm deweloperskich, które są notowane na giełdzie, to okazałoby się, że w drugim kwartale sprzedały one o około 20 proc. więcej mieszkań niż w pierwszym kwartale – wylicza w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Bartosz Turek.
To efekt kilku czynników. Po pierwsze – niskie stopy procentowe skłaniają do poszukiwania innych niż depozyty bankowe możliwości inwestowania. Oszczędności są więc lokowane w nieruchomości, które uznawane są za stosunkowo bezpieczny i przynoszący stabilny zysk segment rynku.
– Z naszych badań wynika, że większość Polaków w tym momencie uważa, że najbezpieczniejszą formą lokowania pieniędzy są wcale nie lokaty, nie obligacje, ale nieruchomości – mówi Turek.
Przenoszenie pieniędzy z lokat na rynek mieszkaniowy potwierdza też widoczny wzrost udziału transakcji gotówkowych.
– Ten czynnik wywołany jest po prostu faktem, że wiele osób woli zainwestować w mieszkanie, które da rentowność na poziomie brutto powiedzmy 6-7 proc., niż w lokatę, która na poziomie brutto da 3-3,5 proc. w skali roku – wyjaśnia ekspert.
Niskie oprocentowanie lokat to efekt niskich stóp procentowych, które też stymulują popyt na kredyty mieszkaniowe. Według danych Związku Banków Polskich tutaj też sytuacja zaczyna się poprawiać. Wartość udzielanych kredytów hipotecznych w drugim kwartale tego roku wzrosła po raz pierwszy od dwóch lat.