To właśnie Zdrowie zarządza kwidzyńską placówką od momentu, gdy jej właścicielem stały się samorządy powiatu i miasta, które ma mniejszościowe udziały.

Od początku tego roku powiat i miasto chciały jednak zbyć swoje udziały w spółce i szukały operatora, który zainwestowałby w szpital. M.in. dlatego, że mocno zadłużony powiat nie jest w stanie zagwarantować inwestycji potrzebnych do tego, by placówka spełniała wymogi unijne.

Plany sprzedaży szpitala pokrzyżował jednak anonimowy donos, zakończony kontrolą Narodowego Funduszu Zdrowia, która wykazała, że od wielu lat spółka Zdrowie w oficjalnych dokumentach potwierdzała nieprawdę w kwestii obsady lekarskiej na oddziale kardiologii. Jedna z lekarek, która ponoć była tam zatrudniona, od wielu lat na stałe mieszka w Wielkiej Brytanii, więc oddział formalnie nie spełniał obowiązku posiadania dwóch etatowych kardiologów. W takiej sytuacji NFZ nakazał zwrot kontraktu kardiologicznego za lata 2010-2012 i naliczył do tego karę. Spółka Zdrowie miała zwrócić NFZ łącznie ok. 3,5 mln zł.

Szpital z takim finansowym "garbem" ciężko było sprzedać, więc nic dziwnego, że nie znalazł się żaden chętny, by wyłożyć 18 mln zł. Zresztą sprzedaż akcji samorządowej spółki próbowała jeszcze zablokować opozycja, skupiona wokół PiS i NSZZ Solidarność. Zorganizowane na jej wniosek referendum zakończyło się jednak frekwencyjną klapą (ok. 12 proc.), więc jego wyniki nie były wiążące.

Firma nie kryła, że zależało jej na kupnie lub długoletniej dzierżawie kwidzyńskiej placówki, ale ostatecznie zgodziła się na ledwie 5-letni okres dzierżawy. W tym czasie kwidzyńscy samorządowcy i spółka Zdrowie chcą uregulować sprawę kary nałożonej przez NFZ.

Źródło: Dziennik Bałtycki