- Decyzję o ograniczeniu dostępu do tzw. antykoncepcji awaryjnej, należy postrzegać w kontekście, który obrazuje słabości polskiego systemu opieki zdrowotnej w zakresie udzielanych świadczeń ginekologicznych i podejmowanych działań prewencyjnych. Dopiero świadomość współwystępowania opisanych w niniejszym wystąpieniu czynników, pozwala na realną ocenę skutków projektowanych zmian – wskazuje Adam Bodnar.

14 lutego 2017 roku Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy z 23 marca 2016 roku o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw . Przyjęte rozwiązania dotyczą między innymi doregulowania dostępu do tabletek ellaOne, które otrzymać można będzie wyłącznie na receptę. 

Początkowo, na mocy decyzji Komisji Europejskiej z 15 maja 2009 roku, produkt leczniczy ellaOne był dopuszczony do obrotu pod warunkiem wydawania go na receptę. Od 2015 roku, na podstawie decyzji wykonawczej Komisji z 7 stycznia 2015 roku, tabletki te można nabyć bez recepty.


ellaOne z pozytywną opinią EMA
 

Wydanie decyzji zmieniającej poprzedzone było uzyskaniem pozytywnej opinii Europejskiej Agencji Leków. Wskazano w niej, że zniesienie konieczności uzyskiwania recepty w celu nabycia leku ellaOne podniesie jego dostępność. 

Zdaniem Agencji przyjmowanie leku ellaOne bez opieki lekarza nie może stanowić bezpośredniego lub pośredniego zagrożenia dla pacjentki zarówno, gdy jest prawidłowo, jak i nieprawidłowo stosowany. Agencja, bazując na istniejących badaniach wskazała też, że nie zawiera on substancji, których działanie, w tym też szkodliwe działanie uboczne, wymaga
dalszego sprawdzenia.

Z powyższych względów, w 2015 roku minister zdrowia zdecydował się wprowadzić pozwolić na zakup takiego preparatu bez recepty osobie, która ukończyła 15. rok życia.  
Obecnie jednak Rada Ministrów zdecydowała się na podjęcie działań ograniczających dostęp do tego preparatu, poprzez wprowadzenie wymogu przestawienia recepty. 

„Takie działanie, choć mieszczące się w granicach prawa, w tym prawa Unii Europejskiej, w polskich realiach może prowadzić do faktycznego uniemożliwienia skorzystania z tej formy antykoncepcji dużemu gronu pacjentek” – podkreśla Rzecznik Praw Obywatelskich.
 

Długi czas oczekiwania na wizytę utrudni dostęp do ellaOne

Rzecznik przytacza dane, z których wynika, że średni czas oczekiwania na wizytę u lekarza ginekologa w ramach środków publicznych wynosi 18 dni, w skrajnych przypadkach może wynieść nawet 7 miesięcy, natomiast alternatywna możliwość skorzystania z prywatnej wizyty specjalistycznej generuje dodatkowe koszty po stronie pacjentki i nie wszędzie– w szczególności w mniejszych miejscowościach – jest osiągalna.

 [-DOKUMENT_HTML-]



Problemy te potęgują się w przypadku pacjentek małoletnich powyżej 15. roku życia, które w obecnym stanie prawnym nie mogą samodzielnie korzystać ze świadczeń. Zdaniem Rzecznika, wprowadzenie możliwości skorzystania z porady ginekologicznej lub urologicznej przez małoletniego powyżej 15. lub 16. roku życia na podstawie wyłącznie własnej zgody stanowiłoby rozwiązanie wielu problemów związanych ze zdrowiem intymnym tej grupy pacjentów, a jednocześnie umożliwiłoby przekazanie im wiedzy niezbędnej do przeciwdziałania chorobom, w tym niezbędnej profilaktyki nowotworów.

Kolejnym czynnikiem mogącym wpłynąć na znaczne ograniczenie dostępu do antykoncepcji awaryjnej wydawanej na receptę jest klauzula sumienia lekarza.

Rzecznik podkreśla także rolę edukacji seksualnej, która ma istotne znaczenie w profilaktyce nieplanowanych ciąż, czy chorób przenoszonych drogą płciową. 

 - Niestety, w mojej ocenie, która została przedstawiona już uprzednio w stanowisku RPO do sprawozdania rządu z wykonania ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, treści prezentowane w dopuszczonych do użytku szkolnego podręcznikach do przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie” nie tylko wydają się nie odzwierciedlać konstytucyjnej zasady równości, lecz także budzą wątpliwości co do zgodności z aktualnym stanem wiedzy, w tym wiedzy medycznej - wskazuje Rzecznik.

Rzecznik podkreśla też, że wbrew jednoznacznemu sformułowaniu ustawy, wskazującemu na obligatoryjność przeprowadzania zajęć z zakresu wiedzy o życiu seksualnym, lekcje te traktowane są jako fakultatywne, a wraz z kolejnymi etapami edukacji następuje istotny spadek uczestnictwa uczniów w tych zajęciach: frekwencja w szkołach podstawowych wynosi ponad 70 procent, w szkołach ponadgimnazjalnych ten odsetek wynosi niespełna 50 procent, a w liceach już tylko 36 procent.


Potrzebne jest edukacja seksualna



Rzecznik zwraca też uwagę, że zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka programy nauczania o życiu seksualnym winny przekazywać treści w sposób obiektywny, czyli. nienacechowany światopoglądowo, krytyczny i uwzględniający pluralizm poglądów. 

- Uwzględniając powyższe uwagi dotyczące statusu przedmiotu „wychowanie do życia w rodzinie” oraz zastrzeżenia co do sposobu realizowania edukacji w tym zakresie, sformułowane również przez szereg niezależnych, międzynarodowych organów monitorujących stan przestrzegania praw człowieka, jako Rzecznik Praw Obywatelskich pozwolę sobie zwrócić uwagę na konieczność podjęcia działań mających na celu zwiększenie dostępności i jakości edukacji seksualnej w szkołach, ale także w ramach różnych form kształcenia przeznaczonych dla osób dorosłych – pisze Adam Bodnar.

Właściwa edukacja seksualna dla uczniów w wieku licealnym, jest według Rzecznika, wyjątkowo istotna z uwagi na średni wiek inicjacji seksualnej w Polsce. Nieodpowiednie kształcenie młodzieży, a także ograniczenie dostępu do skutecznych i uznanych na świecie metod antykoncepcji może bowiem, prowadzić do podejmowania nieodpowiedzialnych decyzji prokreacyjnych, które skutkować mogą pojawieniem się niechcianych ciąż w wieku nastoletnim.

Podkreślenia wymaga także fakt, iż państwo nie oferuje matkom (ani młodym ojcom) kompleksowego wsparcia, w tym wsparcia socjalnego.

Źródło: www.rpo.gov.pl
 

 [-OFERTA_HTML-]