Jak podaje Rynek Zdrowia, prywatne placówki coraz częściej zyskują korzystne umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Oficjalne wyniki konkursów jeszcze nieznane, ale są już pewne tendencje
Wkrótce zakończą się boje o kontrakty – wówczas poznamy nie tylko poszczególnych zwycięzców z podpisanymi umowami, ale również kierunek przepływu środków w NFZ.
Do końca jeszcze nie wiadomo, jaka część pieniędzy trafi do nowych prywatnych lecznic, a jaka do publicznych szpitali zabiegających o odnowienie umów. Mamy natomiast analizy ilościowe, z których wynika, że na lecznictwo szpitalne ogłoszono 2413 konkursów, z których na koniec listopada br. rozstrzygnięto 975 (z wyjątkiem województw: łódzkiego, wielkopolskiego i podlaskiego, gdzie obowiązują wieloletnie umowy). Widoczne są również pewne trendy, które mogą zapowiadać nieuchronny proces demontowania publicznych jednostek.
Prywatne szpitale rezerwują sobie bardziej rentowne dziedziny…
Szpitale publiczne mogą liczyć na wsparcie ze strony państwa, czego nie można powiedzieć o placówkach prywatnych. Te ostatnie „muszą więc same udowodnić płatnikowi, że są lepsze od konkurencji". Walczą zatem o „najbardziej opłacalne dziedziny i procedury, pozostawiając te mniej rentowne dla SPZOZ".
… a SPZOZ dostają za to długi
Niestety przekłada się to na problemy finansowe szpitali publicznych, które zyskują w ten sposób tylko kiepską kondycję finansową oraz długi. Jak skarży się dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego im. Jana Pawła II w Krośnie Mirosław Leśniewski, „tym, na czym SPZOZ może zarobić, musi się dzielić ze szpitalami prywatnymi, natomiast dziedziny nieopłacalne pozostają w całości dla placówki publicznej".
Jego zdaniem doprowadzi to do sytuacji, kiedy „w publicznych lecznicach nie będzie miał kto leczyć, bo lekarze przeniosą się do prywatnych placówek, oferujących im lepsze warunki zatrudnienia".
Opracowanie: Agnieszka Sostenes-Brązert, RPE WKP
Źródło: www.rynekzdrowia.pl, 7 grudnia 2010 r.