List Magdaleny Kołodziej (urodziła się 28 lat temu dzięki in vitro w Białymstoku) został w piątek 10 lipca 2015 przesłany przez Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji NASZ BOCIAN. Jak poinformowano, Magda nigdy nie chciała ujawniać swojej tożsamości i zabierać głosu w debacie medialnej uważając, że ma prawo do zachowania prywatności. Zdecydowała się zabrać głos w reakcji na debatę, która toczyła się w Senacie.

- Coś we mnie pękło. Nie mogę już dłużej siedzieć bezczynnie i przysłuchiwać się tym wszystkim kłamstwom. Pozwalać na obrażanie mnie i mojej rodziny. Czy wszyscy bogobojni obrońcy nienarodzonego życia wiedzą jaką krzywdę wyrządzają nam - dzieciom poczętym pozaustrojowo, naszym rodzicom, wreszcie - naszym dzieciom? - napisała Kołodziej.

Kołodziej odniosła się w swoim liście zarówno do krytycznych wypowiedzi senatorów, które padły podczas 14-godzinnej debaty, jak i do stanowiska Kościoła. Prezydium Konferencji Episkopatu Polski zaapelowało we wtorek 7 lipca 2015 do senatorów o "odważne odrzucenie proponowanej ustawy, która w obecnym kształcie ma niewiele wspólnego z prawem naturalnym i stanowionym".

- Myślałam, że gorzej już być nie może, że po ostatnich obradach Sejmu, który uchwalił ustawę o leczeniu niepłodności, będzie już tylko lepiej. W tym kraju niestety jest wszystko możliwe. Wstyd mi za Polskę i za jej przedstawicieli. To co się w tej chwili dzieje jest nie do przyjęcia i nie do pomyślenia. Jak można odmawiać ludziom prawa do leczenia, jak można zupełnie bezkarnie obrażać tyle osób, jak można wypowiadać się na tematy, o których nie ma się żadnego pojęcia? - pyta w swoim liście Kołodziej.
 

Podkreśla równocześnie, że od wczesnego dzieciństwa wiedziała, że jest poczęta pozaustrojowo.
- Traktowałam to jako coś zupełnie normalnego. Rodzice bardzo mnie kochali. Byłam wychowana w wierze katolickiej. Brałam czynny udział w życiu Kościoła. Przeżyłam ogromny szok, kiedy w okresie dojrzewania dotarły do mnie wypowiedzi, że jestem owocem ogromnego grzechu, że nie powinno mnie być na tym świecie. Wszystkie swoje porażki traktowałam jako karę od Boga, czułam się gorsza, czułam, że Bóg nie chce żebym żyła! Myślę, że nie ja jedna mogłam przeżywać takie rozterki. Wrażliwe dzieci, również te wychowywane w wierze katolickiej, z takimi właśnie problemami zmagają się codziennie - dodaje.

Jak podkreśla, dzieci z in vitro nie są wcale gorsze i niczym się nie różnią.
- W przeciwieństwie do niektórych możemy powiedzieć z całą pewnością, że jesteśmy wyczekani i bardzo kochani! To nie my jesteśmy źli. Źli są wszyscy którzy zabraniają nam żyć, a zwłaszcza politycy o skrajnych i niebezpiecznych poglądach, bezrefleksyjni przedstawiciele Kościoła Katolickiego oraz wszyscy, którzy robią z nas potwory i najchętniej, by się wszystkich pozbyli - dodaje.

W swoim liście zaznacza też, że "to nie metoda zapłodnienia sprawia, że dzieci +z in vitro+ mogą zmagać się z problemami emocjonalnymi".
- To Kościół Katolicki oraz wszyscy jego poplecznicy, którzy nas stygmatyzują i odsuwają od społeczeństwa. Nie wiem, kto przez nich przemawia, ale z pewnością nie jest to Bóg! Bóg nie używa mowy nienawiści i z pewnością nie chce, żeby 5 milionów dzieci, które przyszły na świat dzięki in vitro cierpiało. To nie jest religia - to jest fanatyzm - dodaje.
 

W piątek 10 lipca 2015 Senat przyjął bez poprawek ustawę o in vitro. Daje ona prawo do korzystania z niej małżeństwom i osobom we wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym oświadczeniem.

Czytaj: Senat przyjął ustawę o in vitro >>>

Leczenie niepłodności tą metodą będzie mogło być podejmowane po wyczerpaniu innych metod leczenia, prowadzonych przez co najmniej 12 miesięcy. Ustawa zezwala na dawstwo zarodków, zabrania zaś ich tworzenia w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie. Zakazuje też niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju - grozić będzie za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.

Teraz ustawa trafi do podpisu do prezydenta. (pap)