Szpital Uniwersytecki nr 1 w Bydgoszczy dwa lata temu miał 130 mln zł długu. Dyrektorem został Jarosław Kozera. Miał zastopować zadłużanie.

Szpital składa się z samodzielnych klinik - ortopedii, neurologii itd. Wydatków trzeba pilnować w każdej z nich. Szefami klinik są ordynatorzy - lekarze specjaliści, profesorowie, którzy leczą, operują, uczą studentów, publikują, a dopiero na końcu zajmują się administracją.

 
Te ostatnie obowiązki dyrektor postanowił przekazać menedżerom klinik. Właściwie menedżerkom - zostały nimi pielęgniarki oddziałowe. Wiele z nich skończyło nawet studia zarządzania.

Po kilku miesiącach okazało się jednak, że interes pielęgniarki oddziałowej często kłóci się z zadaniami menedżera. Bo np. koleżanki nalegają na zakup nowych mebli do dyżurki. Trzeba było te funkcje rozdzielić.

- Dzisiaj mamy 14 etatów menedżerów, każdy ma pod swoją opieką po dwie, trzy kliniki. Jest też osoba, która zarządza szpitalną apteką - mówi dyr. Kozera. Wydatków pilnują głównie kobiety, mężczyzn jest tylko dwóch: seksuolog i absolwent zdrowia publicznego.

Wioletta Nowak, menedżerka, wcześniej położna z dyplomem z zarządzania w ochronie zdrowia: - Na początku ludzie traktowali mnie z dystansem, sądzili, że jestem donosicielem. Teraz praca z szefami klinik jest czymś naturalnym. Zamawiam sprzęt, ale też pomogę w nowatorskich zabiegach. Profesor ma pomysł, potrzebuje sprzętu, którego klinika nie ma. Wtedy wkraczam. Liczę, ile urządzenie kosztuje, dla ilu chorych możemy je wykorzystać. Jeśli to się opłaca, decydujemy o złożeniu zamówienia.
 

Żeby widzieć komentarze musisz:

  • być zalogowanym do Facebooka
  • mieć zaakceptowaną politykę prywatności (pliki cookies)
  • korzystać z przeglądarki Chrome