- Nie możemy tak po prostu odciąć się od Afryki Zachodniej - powiedział Obama, tłumacząc że utrudniłoby to wysyłanie pracowników służby zdrowia i wsparcia do objętego epidemią rejonu Afryki.

- Próba odcięcia całego regionu od świata, jeśli to jest w ogóle możliwe, mogłaby w zasadzie pogorszyć sytuację - ocenił. Zaznaczył, że potrzeba czasu na walkę z ebolą, ostrzegając jednocześnie, że "zanim (epidemia) się skończy, w Stanach Zjednoczonych może być więcej przypadków" zachorowań.

Do tej pory w USA odnotowano trzy takie przypadki. W szpitalu w Dallas w stanie Teksas ebolą zaraziły się dwie pielęgniarki. Obie opiekowały się Liberyjczykiem, pierwszym leczonym w USA pacjentem chorym na ebolę, który zmarł na początku października.

- To, co obserwujemy teraz w Ameryce, to nie wybuch epidemii eboli. Jest to poważna choroba, ale nie możemy się poddawać histerii strachu - zaznaczył.

W piątek Obama mianował Rona Klaina, byłego szefa gabinetu wiceprezydenta Joe Bidena, specjalnym koordynatorem wysiłków rządu USA w walce z wirusem ebola. Ma on skupić się przede wszystkim, by wysiłki rządu skierowane na ochronę Amerykanów poprzez wykrywanie, izolowanie i leczenie pacjentów chorych na ebolę były dobrze skoordynowane, a także aby nie minimalizowały zobowiązań do powstrzymania wirusa eboli u źródeł, w Afryce Zachodniej.

Kwestionując zdolności administracji USA do powstrzymania wirusa, coraz więcej Republikanów apeluje o wprowadzenie zakazu lotów do USA z dotkniętych epidemią krajów Zachodniej Afryki.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na ebolę od początku wybuchu epidemii w Gwinei, Liberii i Sierra Leone zmarło 4546 osób i prawie 9191 zostało zarażonych. Zarażenie wirusem ebola, który wykryto w 1976 roku, odbywa się przez kontakt z płynami ustrojowymi chorego. (pap)