Od 1 lipca 2018 r. rezydenci mają otrzymać dodatek za to, że będą pracować w kraju po ukończeniu specjalizacji, a lekarze-specjaliści mają mieć podwyższone wynagrodzenia do wysokości 6750 zł brutto po podpisaniu „lojalki” -  takie zmiany m.in.: wprowadza nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.

Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska: W piątek 8 czerwca wziął Pan udział w konferencji uzgodnieniowej dotyczącej projektu nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej. Co ustalono?

Dr Maciej Piróg: Do konkretnych uzgodnień jeszcze daleka droga, bo jest wiele punktów spornych.

Dodatkowe zamieszanie wprowadza to, że minister zdrowia toczy osobne rozmowy tylko z rezydentami, a na konferencję uzgodnieniową przychodzą dyrektorzy wydziałów z resortów. Efekt jest taki, że na konferencji uzgodnieniowej sala była pełna, ale nie było na niej decydentów i rezydentów. Po to jest komisja uzgodnieniowa i na niej powinno się szukać rozwiązań, a nie prowadzić osobne negocjacje z rezydentami.

Punktów spornych jest wiele np.: za wzrost wynagrodzeń i za dyżury ma zapłacić minister zdrowia z Funduszu Pracy.

- Tak było od lat. Ale przedstawiciele ministerstwa pracy i rodziny oraz pracodawcy się burzą, bo nie chcą płacić za wzrost płac rezydentów.

Panie reprezentujące ministerstwo pracy powiedziały, że na wzrost płac dla rezydentów potrzebują ok. 3,5 miliarda zł rocznie, a takich pieniędzy w Funduszu Pracy nie mają. Mają część tej kwoty. Wygląda na to, że jest to projekt ustawy, w której nie ma zabezpieczenia finansowego.

 

Jakie kwestie jeszcze poruszono na spotkaniu?

Porozumienie Zielonogórskie chciało, by wykreślić art. 3 o zbieraniu danych o wysokości zarobków. Podkreślali, że to jest nieprawne, ale ich uwagi zostały odrzucone, uważam że niesłusznie.

6750 zł brutto ma otrzymać lekarz specjalista pod warunkiem, że podpisze „lojalkę”, czyli zobowiąże się, że nie będzie wykonywać tożsamych świadczeń medycznych finansowanych ze środków publicznych w innym podmiocie niż główne miejsce zatrudnienia.

Ale taki zapis spowoduje to, że wiele innych placówek nie będzie mieć lekarzynie tylko na dyżury, ale także jako konsultantów w miejscach swojej „drugiej” pracy. Tak jest np.: w Klinice Budzik, którą kieruję, ale także w hospicjach, zakładach opieki paliatywnej i długoterminowej, oraz w domach opieki społecznej. Tam lekarze pracują i dyżurują, ale ich główne miejsce pracy jest gdzie indziej.

Ministerstwo zapowiedziało, że zrobi wyłączenia dla konkretnych świadczeń, ale to spowoduje chaos. Zawsze będą jakieś sytuacje, specjalizacje, których nie uda się enumeratywnie wyliczyć w ustawie. Później, żeby to  uzupełnić, znów trzeba będzie uruchamiać cały proces legislacyjny.

Ustawa ma uregulować kwestię wynagrodzenia za dyżury medyczne lekarzy rezydentów. Teraz rezydenci otrzymują podstawowe wynagrodzenie ze środków przekazanych na podstawie umowy z ministrem zdrowia, a za dyżury płaci dyrektor szpitala. Projekt przewiduje, że ministerstwo zdrowia zapłaci za 40 godzin miesięczne dyżuru rezydenta, czyli za dwa i pół dyżuru miesięcznie.

I pojawia się problem, kto będzie płacił za dodatkowe dyżury. Resort zapłaci za 2,5 dyżuru, ale rezydenci dyżurują więcej, bo nie ma lekarzy. Przez wzrost wynagrodzeń, wzrosną także stawki za dyżury, a za te będzie już musiał zapłacić dyrektor.

Na ostatniej konferencji uzgodnieniowej dowiedzieliśmy się, że to, skąd mają pochodzić pieniądze na dodatkowe dyżury zostanie być może określone w znowelizowanej ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty.

Także tam trzeba dopisać likwidację opt-outów w 2028 r., na czym bardzo zależy rezydentom.

Rozmawiała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska