Ich zdaniem takie działania oznaczałyby utratę szansy na zmniejszenie liczby osób rzucających palenie.

Przed październikową Konwencją Ramową WHO o Ograniczeniu Użycia Tytoniu (Framework Convention on Tobacco Control - FCTC), naukowcy zareagowali na dokument, który wyciekł ze spotkania przygotowawczego FCTC. Dokument wskazuje, iż WHO uważa e-papierosy za zagrożenie dla zdrowia publicznego i zmierza do wykluczenia ich używania jako dostępnej alternatywy dla tytoniu i papierosów.

- Jeśli WHO postawi na swoim i wykluczy e-papierosy, nie tylko zignoruje coś, co jest niewątpliwie jedną z największych innowacji w dziedzinie zdrowia publicznego w ciągu ostatnich lat, która potencjalnie mogłyby uratować życie milionom ludzi, ale także uchyli się od nałożonej na tą organizację odpowiedzialności statutowej w dziedzinie umożliwiania konsumentom przejmowania kontroli nad własnym zdrowiem – czegoś, co wiele milionów osób robi już we własnym zakresie. E-papierosy są częścią rozwiązania, a nie problemu - powiedział prof. Andrzej Sobczak, pracownik Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, który jest jedynym polskim sygnatariuszem listu.

- Nie twierdzimy, że e-papierosy są zdrowe - to nadal nikotyna, która uzależnia, ale to mniejsze zło. Jeśli jednak WHO podtrzyma swój zamiar, to oznacza de facto pogrzebanie tego rynku, przy pozostawieniu rynku papierosowego - dodał prof. Sobczak.

Na całym świecie pali 1,3 miliarda ludzi. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w XXI wieku przedwczesna liczba zgonów związanych z paleniem tytoniu może wzrosnąć nawet do miliarda. Zdaniem naukowców to zgony, którym można zapobiec, zaś skala zagrożenia wymaga nieustępliwości w poszukiwaniu wszelkich dostępnych, praktycznych i etycznych środków redukcji tych szkód.

Dzięki szeroko zakrojonym działaniom w ostatnich dziesięcioleciach udało się dotrzeć do społeczeństwa z przekazem o szkodliwości palenia, zmniejszyła się też liczba palaczy w krajach rozwiniętych, jednocześnie nadal rośnie liczba palaczy w krajach rozwijających się.

Wciąż jednak wiele osób pali także w krajach rozwiniętych – prawie 20 procent dorosłych w Wielkiej Brytanii, prawie 30 procent w Hiszpanii i Francji. Z kolei w Polsce 27 procent osób w wieku 15 lat i starszych, czyli łącznie 8,7 mln, pali codziennie - wynika z badań GATS (Global Adult Tobacco Survey) prowadzonych w naszym kraju w latach 2009-2010 pod egidą WHO.

Większość palaczy chce rzucić palenie, ale dla wielu problemem jest rezygnacja z nikotyny. Inni po prostu chcą nadal palić.

- Światowa Organizacja Zdrowia sugerując, że e-papierosy są tak samo ryzykowne jak inne wyroby tytoniowe, wysyła merytorycznie błędną i mylącą wiadomość do milionów użytkowników e-papierosów, którzy próbują rzucić palenie. Zniechęca to palaczy do rzucenia palenia, a my tracimy szansę na zmniejszenie liczby zgonów wynikających z palenia na świecie - powiedział dyrektor studiów nad badaniem tytoniu College University w Londynie prof. Robert West.

Naukowcy od kilku lat wiedzą, że ludzie "palą dla nikotyny, ale umierają od dymu". Śmierć i choroby z powodu palenia powstają w wyniku wdychania cząstek smoły i toksycznych gazów przedostających się do płuc.

Sygnatariusze listu wierzą, że rozwiązaniem dla palaczy mogą być narzędzia redukcji szkodliwości tytoniu, takie jak e-papierosy oraz inne mniej szkodliwe produkty jak tabaka. Ich zdaniem ci, którzy obecnie palą, mniej zaszkodzą swojemu zdrowiu używając nikotyny "niskiego ryzyka", w niepalnej formie.

Autorzy listu skierowanego do dyrektor generalnej WHO Margaret Chan są przekonani, że produkty służące redukcji szkód wywołanych przez używanie tytoniu mogą odegrać znaczącą rolę dla realizacji celów ONZ w redukcji chorób niezakaźnych do 2025 roku. Podkreślają, że cele WHO związane ze zmniejszeniem konsumpcji tytoniu powinny być powiązane z ostatecznym celem, jakim jest redukcja liczby chorób i przedwczesnych zgonów.(pap)