Wytyczne jakie dostają lekarze i szpitale co do kierowania pacjentów do testów na koronawirusa są sprzeczne. Personel medyczny często nie wie jak i kogo wysyłać do izolacji, kogo poddawać testom, a  kogo odsyłać do domu. Zgodnie bowiem z ostatnimi wytycznymi ministra zdrowia co do kwalifikacji pacjentów, ci powinni zostać dzieleni na trzy grupy: podejrzani  o zapadnięcie na COVID-19 z objawami, podejrzani o chorobę koronawirusową, ale bez objawów i wreszcie wolni od choroby i objawów.

Czytaj w LEX: Zasady sprawowania opieki w izolatoriach >

- Tylko my nie wiemy jak rozpoznawać tych z koronawirusem bezobjawowym. Wszystko jest proste, gdy np. zgłaszająca się do szpitala osoba wskazuje, że miała kontakt z chorym na COVID-19. Ale co robić, jeśli  pacjent temu zaprzecza? My nie wiemy czy mamy robić jej test - mówi Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

Kryteria kwalifikujące do testów na koronowirusa w szpitalach

Obecnie w szpitalach powiatowych segregację pacjentów personel przeprowadza najczęściej w namiotach ustawionych przed budynkami.  Służby dokonują tam triażu. Pacjenci z objawami  trafiają od razu do izolatki szpitalnej albo do izolatorium w regionie, jeśli takowe wyznaczył wojewoda. Pracownicy szpitali powiatowych także pobierają już próbki do badań i odwożą do sanepidu.

Namiot taki stanął np. przed Szpitalem Powiatowym w Makowie Mazowieckim. - Do szpitala zasadniczo pacjenci nie wchodzą. Selekcja odbywa się w namiocie. Gdy ktoś ma objawy typowe dla COVID-19 trafia do specjalnego transportu medycznego i od razu zawozimy go do szpitala zakaźnego - tłumaczy Jerzy Wielgolewski, dyrektor makowskiej placówki.

Czytaj w LEX: Odpowiedzialność cywilna i karna za zarażenie koronawirusem >

 

Lekarz rodzinny ma zdecydować

Najwięcej problemów z kwalifikacją zgłaszających się do nich pacjentów mają  jednak lekarze rodzinni. Przedstawiciele Porozumienia Zielonogórskiego wskazują,  że procedury, wytyczne i instrukcje,  które trafiają do nich są różne, często sprzeczne i oderwane od rzeczywistości. Odmienne wytyczne wydają konsultanci w dziedzinie epidemiologii, inne w dziedzinie chorób zakaźnych, a jeszcze inne w dziedzinie medycyny rodzinnej. Na to nakładają się jeszcze informacje ministra zdrowia, inspektorów sanitarnych. -Jeśli mamy odpowiednio zająć się  pacjentem, który jest podejrzany o zakażenie, lub pacjentem zakażonym koronawirusem, to cała procedura postępowania z nim powinna być jasno i szczegółowo wyjaśniona - wskazuje Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.

Czytaj w LEX: Zagrożenie koronawirusem a prawo do prywatności >

Kryteria centralne, ale niejasne

Zaś Waldemar Malinowski zauważa, że temu chaosowi jest winny system centralnego zarządzania epidemią z Warszawy. - To regiony, a nie minister zdrowia, powinny decydować o organizacji systemu w województwie, bo ze stolicy to wszystko inaczej wygląda - puentuje prezes Malinowski.

Początkowo, w pierwszych dniach marca, przesłanką wyznaczającą COVID-19 było kryterium epidemiologiczne. Czyli pacjent przyjechał z zagranicy, albo był na obszarze, gdzie wystąpił koronawirus, lub miał kontakt z zarażonym.

Czytaj w LEX: Ochrona danych osobowych osób skierowanych na izolację i chorych >

Problem zaczął się, gdy resort zdrowia zmienił schemat. Wówczas Główny Inspektor Sanitarny (GIS) wskazał, że kaszel, duszność i gorączka powyżej 38 stopni łącznie, mogły być podstawą do tego, żeby pacjenta kierować do oddziału zakaźnego i kwalifikować do przeprowadzenia testowania i dalszej diagnostyki.

Ale, według GIS pacjent najpierw powinien był zgłosić się do lekarza rodzinnego telefonicznie, a ten jeśli uznał, że podopieczny ma objawy koronawirusa, powinien zadzwonić do sanepidu z informacją, że trzeba do obywatela pojechać i zrobić mu test. Tyle, że lekarze rodzinni piłeczkę odbili i wskazali wówczas, że w ich kompetencjach nie leżą telefony do służb sanitarnych.

- W tej chwili jest tak, że każdy pacjent, który ma duszność, czy kaszel, czy powyżej 38 stopni gorączki, w zasadzie kwalifikuje się do rozpoznania zakażenia koronawirusem – mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. Zaznacza, że kryteria są nie jasne, bo jest w tej chwili okres wzmożonej zachorowalności, różne rodzaje przeziębień, to takie kryterium jest rozróżnieniem bardzo szerokim.  - Takie objawy występują w większości przeziębień - stwierdza.

Czytaj w LEX: Poddanie określonej osoby przymusowej kwarantannie podczas epidemii koronawirusa - konsekwencje prawne >

W wielu powiatach obecnie jest kolejka kilkuset ludzi oczekujących na test, którzy nie wiedzą, czy mają objawy zwykłego przeziębienia czy koronawirusa. A lekarze rodzinni boją się przyjmować tych pacjentów na osobiste wizyty, bo nadal brakuje im środków ochrony osobistej. -Słyszę, że z Chin przyleciał samolot z maseczkami, rękawiczkami dla personelu publicznych podmiotów leczniczych. A ja jeśli prowadzę prywatny gabinet i mam kontrakt z NFZ, to nie dostanę zabezpieczenia - zauważa Bożena Janicka.

Lekarze rodzinni domagają się, by zorganizować telekonferencję ogólnokrajową z GIS i ustalić jednolite kryteria dla całego kraju. Redakcja  Prawo.pl chciała dowiedzieć się od Głównego Inspektora Sanitarnego, jakie są wytyczne co do kierowania pacjentów na testy. Ale telefon rzecznika prasowego milczy.