- Na Słowacji na przykład ustawodawca nakazuje rozpoczęcie leczenia immunomodulującego do trzech miesięcy po rozpoznaniu SM. Późniejsze wdrożenie terapii uważane jest za błąd w sztuce lekarskiej – powiedział neurolog. Przypomniał, że w Czechach okres ten jest jeszcze krótszy i wynosi jeden miesiąc. „W Polsce pół roku zajmuje przeprowadzenie prawidłowej diagnostyki z powodu oczekiwania na rezonans magnetyczny, a kolejny rok zajmuje oczekiwanie na rozpoczęcie terapii w ramach programu lekowego – wyjaśnił dr Zaborski.
- Mamy olbrzymi problem z dostępnością do leków. Obecnie dostępne są leki pierwszej linii, ale bardzo mały odsetek pacjentów jest leczony nowoczesnymi lekami drugiej linii, a najnowsze leki, które pojawiły się w ostatnich latach, nie są w ogóle dostępne ze względu na brak refundacji, a bariera cenowa jest taka, że pacjent nie jest w stanie sobie ich kupić – tłumaczył neurolog.
- Z danych z 2013 roku wynika, że odsetek leczonych pacjentów z SM jest u nas najniższy, jesteśmy na szarym końcu – powiedział profesor Stępień. Jak zaznaczył, na podstawie różnych szacunków w Polsce leczonych powinno być około 30 tysięcy pacjentów z SM. Tymczasem, z danych na grudzień 2015 roku wynika, że obecnie leki pierwszej linii otrzymuje 7 tysięcy pacjentów, a lekami drugiej linii leczonych jest 650 chorych na SM; około 1100 pacjentów oczekuje jeszcze na włączenie pierwszoliniowej terapii.
- Jesteśmy chyba jedynym krajem UE, który ma tak restrykcyjne przepisy odnośnie dostępności leków na SM - ocenił profesor Stępień.
- Jest to frustrujące dla polskich lekarzy, a dla – w większości młodych - chorych na SM i ich rodzin rodzi to ogromne dramaty i rozpacz. Oni nie rozumieją, dlaczego nie mogą skorzystać z postępu, jaki zrobiła medycyna – powiedział profesor Selmaj.
- A środki mamy takie, jakie mamy - zaznaczył. Dodał, że obecnie w NFZ jest tendencja tworzenia opieki kompleksowej nad poszczególnymi grupami chorych i podobnie może być w przypadku chorych na SM. Ignatowicz przypomniał też, że NFZ systematycznie zwiększa środki na programy lekowe dla pacjentów ze stwardnieniem rozsianym, natomiast refundacja nowych leków leży w gestii Ministerstwa Zdrowia.
- Włączając leczenie za późno, nieraz o trzy lata, uzyskujemy znacznie gorsze wyniki niż w innych krajach. Myślę, że podejmując leczenie wcześniej te same złotówki wydawalibyśmy efektywniej – powiedziała. Zaznaczyła też, że w decyzjach refundacyjnych w Polsce wciąż nie bierze się pod uwagę kosztów pośrednich i społecznych choroby, które są znacznym obciążeniem dla państwa. Są to nieobecności w pracy czy jej utrata, koszty rent, opieki społecznej, spadek produktywności członków rodziny, którzy opiekują się niepełnosprawnym chorym. (pap)






