Jak pisze "Gazeta Wyborcza", dzisiejszym protestem pielęgniarki chcą pokazać swoją determinację i to, że na negocjacje zostało coraz mniej czasu. Na dwa dni przed zapowiedzianym protestem do zespołu negocjującego podwyżki płac przyszedł minister Marian Zembala z propozycją kompromisu.
Ministerstwo na początku proponowało podwyżkę w wysokości 300 zł. Po kolejnych spotkaniach skłonne jest zaakceptować kwotę docelową 1500 zł rozłożoną na pięć lat. Pieniądze na podwyżki od września są. NFZ wydałby na nie 228 mln zł jeszcze w tym roku i 808 mln zł w przyszłym. Są zarezerwowane w budżecie NFZ.

Czytaj: MZ: z wrześniową wypłatą pielęgniarki dostaną ok. 300 zł podwyżki>>>

Problem tkwi jednak w szczegółach. - Gdyby te 300 zł było włączone do wynagrodzenia zasadniczego, to byśmy poszły na taki kompromis - tłumaczy Longina Kaczmarska, wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP), który zrzesza 80 tys. pracujących w tym zawodzie.

Resort chce jednak, by pieniądze były przekazywane jako dodatek do uposażeń. Wiceminister Cieślukowski, negocjujący z pielęgniarkami, przekonuje, że takie rozwiązanie jest pewniejsze i bardziej sprawiedliwe, bo pielęgniarki zatrudniane są nie tylko na etatach, ale też kontraktach i umowach-zleceniach.
- Nas nie urządza dodatek - tłumaczy Longina Kaczmarska. Można go w każdej chwili zabrać, kiedy w szpitalu nie ma pieniędzy. Dyrektorowi obniżyć płace jest znacznie trudniej, niż zabrać dodatek. A koleżankom zatrudnionym na umowę- zlecenie czy na kontrakcie można by podnieść stawkę godzinową - mówi.
Więcej>>>

Monika Raulinajtys-Grzybek
Zarządzanie kosztami podmiotów leczniczych. Rola i zadania pielęgniarek>>>