Według Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę zachorowań jest wielokrotnie więcej, bo lekarze mają problemy z jej wykrywaniem. To niebezpieczna choroba bakteryjna, którą można się zarazić przez ukąszenie kleszcza (około 20-30 procent kleszczy jest nosicielami).

By się jej pozbyć w większości przypadków wystarczy 3 tygodniowa kuracja antybiotykowa. Problem w tym, że w pierwszych tygodniach, a nawet miesiącach po zakażeniu, chory może nie zauważyć żadnych objawów – najczęstszy – jasno-czerwony rumień w miejscu ugryzienia – pojawia się zaledwie w przypadku połowy zachorowań. A nie leczona – po wielu latach może skutkować bardzo ciężkimi powikłaniami, chorobami stawów, serca i układu nerwowego.

Z danych Zakładu Epidemiologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH wynika, że liczba zachorowań rośnie bardzo szybko. Tylko w pierwszej połowie tego roku na lekarze stwierdzili aż 4702 przypadków. To o 30 procent więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku (wtedy zachorowało 3599 osób). To także historyczny rekord – dekadę temu – w pierwszym półroczu 2004 roku – zachorowało 1160 osób.

Skąd ten wzrost? Dr Iwona Paradowska-Stankiewicz konsultant krajowy ds. epidemiologii mówi, że jednorazowo to może być efekt cieplejszej niż zwykle zimy (przyjazna aura mogła sprawić, że przetrwało i rozmnożyło się więcej kleszczy), a także większej świadomości Polaków. Nie ma niestety szczepionki na boreliozę. (pap)