Chłoniaki to złośliwe nowotwory układu chłonnego charakteryzujące się niekontrolowanym rozrostem białych krwinek. Medycyna wciąż nie zna przyczyny ich powstawania. Istnieją jednak czynniki sprzyjające rozwojowi choroby, takie jak kontakt z niektórymi środkami chemicznymi, ekspozycja na promieniowanie jonizujące, wcześniejsze leczenie za pomocą radioterapii lub chemioterapii, przebyta mononukleoza zakaźna bądź infekcje wirusowe i bakteryjne. Większość chłoniaków długo rozwija się bezobjawowo, co utrudnia rozpoznanie choroby i sprawia, że pacjenci zgłaszają się do lekarza z zaawansowaną postacią nowotworu.

– Objaw, który powinien nas zaniepokoić, to powiększenie węzłów chłonnych. Ale jeżeli węzły chłonne powiększają się w klatce piersiowej albo w jamie brzusznej, to tego nie widać, przez co choroba długo nie jest rozpoznawana, ponieważ nie jest sygnalizowana organizmowi chorego – mówi agencji informacyjnej Newseria Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii.

Inne nieswoiste symptomy chłoniaka to utrata masy ciała, świąd, nocne poty, gorączka, narastające osłabienie i bóle brzucha. W Polsce o około 5 procent rocznie rośnie liczba zachorowań na chłoniaki – co roku nowotwór ten diagnozuje się u blisko 7,5 tysiąca osób.

Wykrycie nowotworu układu chłonnego nie musi być równoznaczne z wyrokiem śmierci, współczesna medycyna potrafi bowiem coraz skuteczniej z nim walczyć. W przypadku ziarnicy złośliwej, zwanej także chłoniakiem Hodgkina, całkowite wyleczenie można uzyskać u 95 procent chorych. W pozostałych odmianach wyleczenie następuje u 40–70 procent pacjentów.

– Chłoniaki agresywne postępują dynamicznie, ale można je „wyrwać z korzeniami” u większości pacjentów. Mamy też chłoniaki indolentne, łagodne, gdzie kolejne wznowy są wpisane w naturalny rozwój choroby, i gdzie rokowanie co do przeżycia kolejnych 20–30 lat jest dobre. Natomiast są to procesy nieuleczalne – mówi profesor Wojciech Jurczak, hematolog z Katedry i Kliniki Hematologii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie.

Do grupy chłoniaków źle rokujących należą: szpiczak, chłoniak z komórek płaszcza oraz chłoniak rozlany z dużych komórek B (DLBCL), diagnozowany głównie u osób po 65. roku życia. Pacjenci ci często cierpią także z powodu innych schorzeń, na przykład kardiologicznych, co znacznie utrudnia skuteczne leczenie. W dodatku DLBCL bardzo szybko uodparnia się na tradycyjną chemioterapię.

Wielka nadzieja dla chorych to nowoczesna immunoterapia, której celem jest stymulowanie naturalnych mechanizmów obronnych organizmu do walki z komórkami nowotworowymi. Obecnie standardem leczenia jest schemat R-CHOP, w ramach którego pacjentom podaje się kombinację leków cytostatycznych oraz przeciwciał monoklonalnych, głównie leku o nazwie rytuksymab. Terapia ta jest dostępna w Polsce w ramach programu lekowego.

– W chłoniaku rozlanym z dużych komórek B immunoterapia R-CHOP, czyli podstawa leczenia pierwszego rzutu, jest refundowana. Brak możliwości stosowania przeciwciał u pacjentów, u których nie można stosować antracyklin, czyli u znacznej części starszych osób z chorobami serca, to pierwsza rzecz, którą należałoby zmienić. Kolejną jest brak możliwości stosowania rytuksymabu w leczeniu drugiego rzutu – mówi profesor Wojciech Jurczak.

Wielu pacjentów nie odpowiada jednak na tego rodzaju leczenie, nie mogą być poddawani immunochemioterapii ze względu na choroby towarzyszące lub mają drugi bądź trzeci rzut choroby.

– Leczenie pierwszego rzutu jest na tyle skuteczne, że wznawia 20–30 procent chorych, podczas gdy 10–20 lat temu wznawiała połowa pacjentów, a połowę z nich byliśmy w stanie uratować przy pomocy wysokodawkowanej chemioterapii i przeszczepu – mówi profesor Wojciech Jurczak.

Szansą dla chorych są leki od kilku lat zarejestrowane w Unii Europejskiej, ale w Polsce jeszcze niedostępne. Jednym z nich jest piksantron – refundowany w 13 krajach Europy, w tym w Słowacji i Słowenii, które mają porównywalny z naszym poziom PKB. Terapia piksantronem wskazana jest w leczeniu dorosłych pacjentów z wielokrotnie nawracającym lub opornym na leczenie agresywnym chłoniakiem rozlanym z dużych komórek B. Lek ten może być stosowany u seniorów, u których obok nowotworu występują także choroby układu sercowo-naczyniowego. Terapia piksantronem nie jest dożywotnia, zazwyczaj lek podawany jest przez kilka miesięcy (od 4 do maksymalnie 6 cykli).

– Jeżeli jeszcze parę lat temu mogliśmy mówić, że większość naszych chorych jest leczona według najlepszych europejskich standardów, to dziś jest to niemożliwe. Nie dlatego że coś strasznego stało się z NFZ czy, że drastycznie zmniejszono liczbę pieniędzy, po prostu świat uciekł nam do przodu. Ostatnie parę lat to rejestracja kolejnych nowych cząstek aktywnych w leczeniu chłoniaków, które stały się standardem w leczeniu większości niepowodzeń – mówi profesor Jurczak. – Niestety żaden lek nie jest na razie refundowany dla pacjentów polskich, chociaż wszystkie są zarejestrowane w UE, więc jako lekarze mamy prawo stosować te leki u każdego chorego, ale NFZ ich nie refunduje.

Latem 2017 roku w Unii Europejskiej zostaną zarejestrowane biosymilary rytuksymabu, co zdaniem ekspertów doprowadzi do spadku cen leków. Według profesora Wojciecha Jurczaka może to dać nawet 50 procent oszczędności, co pozwoli na rozszerzenie wskazań do terapii rytuksymabem oraz wprowadzenie nowych leków dotąd nierefundowanych.

– W 2016 roku pojawiły się generyki imatinibu i bortezomibu, co spowodowało spadek nakładów na te refundowane dotąd leki o blisko 25 procent w skali budżetu całej hematologii, bo to były bardzo drogie leki. Liczymy na to, że w zamian za te oszczędności dostaniemy któreś z cząsteczek, które są już zarejestrowane w Unii Europejskiej i czekają na refundację – podkreśla profesor Wojciech Jurczak.

 

Newseria