– Nietrzymanie moczu to bardzo interdyscyplinarny problem, z którym mierzą się lekarze różnych specjalizacji. Społeczne i ekonomiczne koszty tego problemu są trudne do oszacowania. Z pewnością są wysokie, ponieważ mówimy o dużej części społeczeństwa. Ponadto system ochrony zdrowia w Polsce nie proponuje systemowych rozwiązań, a tylko stara się gasić pożary. Brak refundacji w leczeniu farmakologicznym i zabiegowym powoduje, że część osób zostaje pozostawiona sama sobie – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Michałek, pełnomocnik zarządu Stowarzyszenia UroConti do spraw współpracy międzynarodowej. – Z naszych wyliczeń wynika, że koszt absencji wynikających ze zwolnień chorobowych związanych z nietrzymaniem moczu wynosi ponad 1,3 mld zł według konserwatywnych wyliczeń.
Według Światowej Organizacji Zdrowia i Międzynarodowego Towarzystwa Kontynencji (ICS) nietrzymanie moczu to przypadłość obejmująca mimowolny wyciek moczu z pęcherza moczowego. Przyczyn tego schorzenia jest bardzo wiele, w zależności od tego, czy osoba cierpiąca na NTM jest mężczyzną, kobietą, osobą starszą czy dzieckiem.
Częstotliwość występowania nietrzymania moczu (NTM) jest trudna do określenia ze względu na brak jednoznacznych danych. Szacuje się, że na tę przypadłość cierpi od 4 do 8 procent społeczeństwa. Od kilku lat ten odsetek sukcesywnie wzrasta. W 2018 roku na całym świecie problem nietrzymania moczu dotknie około 420 mln osób – 300 mln kobiet i 120 mln mężczyzn (dane przyjęte podczas 6. Międzynarodowych Konsultacji nad Inkontynencją). W Polsce na NTM cierpi łącznie około 2,5 mln pacjentów.
Wśród kobiet NTM występuje częściej niż inne choroby przewlekłe, nawet takie jak nadciśnienie tętnicze, depresja czy cukrzyca. Według WHO ta przypadłość może dotyczyć nawet co trzeciej kobiety.
Pacjent, u którego pojawią się problemy z nietrzymaniem moczu, powinien się zgłosić do lekarza rodzinnego w POZ, a następnie zasięgnąć konsultacji specjalisty – urologa, neurologa a w przypadku kobiet również ginekologa. Lekarz powinien przeprowadzić bardzo szczegółowy wywiad i zlecić badania diagnostyczne, by znaleźć źródło problemu. Do podstawowych badań zaliczają się: USG, cystoskopia, posiew moczu oraz badanie urodynamiczne, które pozwalają wykluczyć schorzenia wpływające na funkcje pęcherza.
– Część lekarzy nie jest w pełni przygotowana na to, aby konfrontować się z tym wyzwaniem. Bardzo ważne jest, aby pacjent, szukając pomocy, nie poddawał się od razu, jeśli usłyszy, że jest zbyt stary albo zbyt stara i tak już musi być, to absolutnie nie powinien w to wierzyć. Nietrzymanie moczu można i należy leczyć, nie można tego schorzenia pozostawić samego sobie. Trzeba starać się szukać rozwiązań, które oferuje współczesna medycyna, które oferuje słabo działający, ale jednak działający, system ochrony zdrowia. Takim przykładem jest odpowiedni dobór środków chłonnych, które są w Polsce refundowane. Zanim zaczniemy leczyć NTM, powinniśmy wspólnie z lekarzem POZ zadbać o higienę. To podstawa – podkreśla Tomasz Michałek.
Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że w 2016 roku koszt świadczeń związanych z wykonaniem badań urodynamicznych wyniósł 12,1 mln zł (spadek o 8 procent w ujęciu rocznym).
– Może to wydawać się dużo, ale odnotowaliśmy trend spadkowy, ponieważ w 2015 roku było to ponad milion złotych więcej. Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się usunąć niepotrzebny, jak twierdzą eksperci medyczni, wymóg badania urodynamicznego przy refundacji leków na zespół pęcherza nadreaktywnego. Usunięcie tego wymogu spowodowało, że koszty wreszcie zaczęły spadać, a badanie oferowane jest tylko tym pacjentom, którym jest to naprawdę potrzebne – wyjaśnia Tomasz Michałek.
Pierwszym sposobem leczenia nietrzymania moczu (NTM) jest tzw. leczenie zachowawcze, niewymagające stosowania leków. Opiera się na fizjoterapii, między innymi ćwiczeniach mięśni Kegla, elektrostymulacji, biofeedback’u i treningu pęcherza.
– Innym środkiem pomocniczym są leki. Niestety, w Polsce stosowane są tylko dwa leki refundowane: tolterodyna i solifenacyna. Refundacja wynosi 30 procent. Na świecie stosuje się różne leki, my cały czas czekamy na refundację mirabegronu, który jest w tej chwili dostępny jedynie pełnopłatnie. Nasi pacjenci nie mogą sobie pozwolić na pełnopłatne kupowanie tego leku i korzystanie z takiej terapii – dodaje prezes stowarzyszenia Anna Sarbak.
Mirabegron stwarza możliwość dalszego leczenia tym pacjentom, u których dostępne i stosowane dotychczas leki nie przyniosły efektów albo musieli oni zrezygnować z farmakoterapii ze względu na zbyt dużą uciążliwość skutków ubocznych.
Mimo pozytywnej rekomendacji AOTMiT, wydanej już w 2014 roku, mirabegron nie znalazł się na liście refundacyjnej i jest w Polsce pełnopłatny. Na całym świecie ta substancja uznawana jest za terapię przyszłości w leczeniu nadreaktywnego pęcherza. Zdaniem specjalistów mirabegron może być w przyszłości lekiem pierwszego rzutu ze względu na wysoką skuteczność i znikome działania niepożądane.
Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje obecnie siedem innych preparatów stosowanych w leczeniu NTM – jeden na bazie solifenacyny oraz sześć na bazie tolterodyny. Są one przeznaczone są dla osób chorych na zespół pęcherza nadreaktywnego (OAB). W 2016 roku wydano łącznie 394 551 opakowań leków stosowanych w przypadku leczenia NTM. Na ich refundację NFZ wydał 12,7 mln zł.
[-DOKUMENT_HTML-]
– Pacjenci potrzebują leków łatwo dostępnych, tanich i nowoczesnych. W chwili obecnej mamy możliwość wypisywania refundowanych leków, stosowanych w leczeniu nadreaktywności pęcherza moczowego. Są to leki nowoczesne, ale nie wszystkie z nich są refundowane. W związku z tym pewien obszar leczenia jest dla części pacjentów nadal niedostępny – podkreśla Ewa Barcz, ginekolog-położnik z Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM.
Ostatnią, inwazyjną metodą leczenia nietrzymania moczu (NTM) jest leczenie operacyjne. W zasięgu pacjentów są refundowane operacje z użyciem taśm oraz zabieg założenia sztucznego zwieracza cewki moczowej. W 2016 roku NFZ wydał na refundację zabiegów operacyjnych stosowanych w terapii nietrzymania moczu nieco ponad 33 mln zł (spadek o 1,2 procenta). Liczba zabiegów wykonanych z użyciem taśm spadła w tym czasie do 3 232.
– Pacjenci, którym nie pomagają terapie pierwszego rzutu, powinni skorzystać z neuromodulacji. Szacujemy, że w Polsce takich operacji może być rocznie około stu. Są to przypadki, gdzie nic innego nie pomaga. Operacja polega na wszczepieniu elektrod i aparatu podobnego do rozrusznika w sercu, tzw. stymulatora. W tej chwili taka terapia jest w Polsce niemożliwa, takich operacji się nie przeprowadza. Postulowaliśmy, aby pojawiła się możliwość wykonywania takich operacji, ale Ministerstwo Zdrowia na razie jej nie widzi. Istnieje jeszcze możliwość wyjazdu na leczenie za granicę, co umożliwia dyrektywa transgraniczna, ale wymagane są tu zezwolenia konsultanta krajowego do spraw urologii – mówi Anna Sarbak.
Newseria