Czytaj: Strefa wolna od chorych dzieci - na pewno nie w publicznym przedszkolu >

Katar to przecież nie choroba, kaszle - bo ma alergię, wypieki na twarzy z przegrzania - to częste tłumaczenia rodziców podrzucających chore dzieci do przedszkoli. Choroby rozprzestrzeniają się niezwykle szybko - drzwi za rodzicem zamykają się, a wśród przedszkolaków rusza wirusowa loteria.

Dlaczego tak robią, narażając na zarażenie inne dzieci? To nie tylko efekt zwykłej niefrasobliwości. Częściej - obawy o pracę przy braku wsparcia ze strony bliskich albo braku urlopu. Co powie szef, współpracownicy - szczególnie, kiedy choroby dziecka są częste. Polskie prawo przewiduje przecież rocznie do 60 dni zasiłku opiekuńczego na chore dziecko do ukończenia 14 lat. Wielu rodziców ma jednak obawy przed nadużywaniem takich nieobecności i jeśli tylko nie muszą, nie biorą opieki. Pewnym rozwiązaniem może być w takiej sytuacji praca zdalna, ale oczywiście nie w każdym miejscu pracy i nie w każdym zawodzie jest ona możliwa.

Sprawdź w LEX:

Warto też dodać, że chore dzieci na zajęciach to problem nie tylko przedszkoli. Znajomy fizjoterapeuta pracujący z maluchami wielokrotnie miał na zajęciach dzieci, które opowiadały, że nie były tego dnia w przedszkolu czy szkole, bo są chore, ale na popołudniowe zajęcia zostały przyprowadzone - bo przecież na termin czeka się długo i szkoda, żeby przepadł. Podobnie jest na płatnych zajęciach - rodzice wolą przyprowadzić chore dziecko, niż stracić opłaconą lekcję. Narażają swoją pociechę, narażają inne dzieci i pracujących z nimi dorosłych.
Niektórzy rodzice zapewne wykorzystują fakt, że są bezkarni, bo prawo nie daje opiekunom odpowiedniego oręża. Warto jednak pamiętać, że dla niektórych z nich - nie mających wsparcia w opiece albo zrozumienia w pracy - to często jedyne wyjście.