Rosnąca liczba cięć cesarskich w Polsce - w tym kwestia tzw. cięć na życzenie - to jeden z wielu tematów dyskutowanych podczas XXXI Kongresu Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, który potrwa do soboty w Katowicach.

Jak poinformowała w czwartek konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii prof. Ewa Helwich z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, od 1999 r. liczba cięć w Polsce się podwoiła. Wówczas odsetek cięć wynosił 18,1 proc., w ubiegłym roku już 35,4 proc.


- Neonatolodzy są tym sfrustrowani. Nie wiemy, czy i jakie są rzeczywiste wskazania do przeprowadzania tych cięć. Niejednokrotnie w dokumentacji są dane nieprawdziwe lub zawoalowane, co może wskazywać, że były przeprowadzone bez oczywistej potrzeby. Tymczasem ten rodzaj porodu niesie ze sobą duże ryzyko zarówno dla dziecka, jak i dla matki. To broń obosieczna – powiedziała prof. Helwich.

W przypadku kobiet planujących więcej dzieci pierwsze cięcie może te plany utrudnić. O ile bowiem dwa cięcia cesarskie nie niosą jeszcze dużego zagrożenia, to począwszy od trzeciej ciąży znacznie rośnie ryzyko pęknięcia macicy. - Miałam do czynienia z przypadkiem ciężarnej pacjentki, która miała za sobą dwa cięcia o niejasnych przyczynach. Trafiła do szpitala w trzeciej ciąży z pękniętą macicą, dziecko trzeba było wyjmować spomiędzy jej jelit. Jest bardzo poważnie uszkodzone. Jeśli przeżyje pierwszy rok, do końca życia będzie wymagało stałej opieki ze strony rodziny – podkreśliła neonatolog.

Dla dziecka "cesarka" to przede wszystkim częstsze ryzyko chorób układu oddechowego, a także dalekosiężne skutki, wynikające z faktu, że kobietom po cesarskim cięciu trudniej przychodzi karmienie piersią i częściej dzieci są karmione sztucznie - zwracali uwagę uczestnicy kongresu. Przytaczano badania, z których wynika, że dzieci urodzone przez cesarskie cięcie w dorosłym życiu częściej zmagały się z próchnicą, dostawały zawału lub zapadały na nowotwory.

Podczas dyskusji obecni na sali położnicy uznali, że cięcia na życzenie stały się zjawiskiem socjospołecznym i trudno będzie je ograniczyć. Przyznawali, że są pod presją pacjentek, które obawiają się bólu i trudów naturalnego porodu. - Poza tym położnikom jest tak wygodniej, lekarzowi prowadzącemu jest wygodniej, a i neonatologowi też jest wygodniej. Nie wiem, czy uda nam się zatrzymać tę epidemię – mówił anonimowo jeden z lekarzy.

Odsetek cięć cesarskich rośnie w zamożniejszych społeczeństwach. W Afryce cięcia cesarskie stanowią zaledwie 3,5 proc. porodów. W Ameryce Północnej stanowią 24,3 proc., zaś w Południowej 29,2. Średnia europejska to 19 proc., ale tu sytuacja jest zróżnicowana. W Holandii to np. tylko 14 proc., w Danii 20 proc., zaś we Włoszech – aż 40 proc. (PAP)