- Proces zarządzania ryzykiem składa się z kilku elementów. Szacowanie jest jednym z nich, ale poprzedzają je nie mniej ważne etapy: identyfikacja i analiza ryzyka. Szacować możemy coś, co najpierw zostanie zidentyfikowane i opisane – podkreśla Rafał Biernacki, Dyrektor Biura Ubezpieczeń Medycznych Mentor SA.

Szacowanie następstw zdarzeń

Szacowane są więc następstwa zdarzeń, które są prawdopodobne w toku działalności danej placówki. Ich prawdopodobieństwo oraz bardzo często wartość przewidywanej straty wyrażoną w pieniądzu można określić wiedząc, w jakim procesie mogą wystąpić oraz jakie jest miejsce tego konkretnego procesu w strukturze działania podmiotu leczniczego.

Dr Marcin Śliwka, Prezes Zarządu MedRisk Sp. z o.o. podkreśla, że szacowanie ryzyka powinno opierać się na doświadczeniach całej branży.

- Pamięć organizacyjna jednego podmiotu leczniczego może w istotny sposób ograniczyć możliwości analityczne osób odpowiedzialnych za proces szacowania ryzyka na zasadzie: „to się u nas nie zdarzyło, z tym nie mieliśmy problemu w ostatnich latach” itp. Chodzi o to, aby uzyskać jak najszerszą perspektywę w badaniu wachlarza ryzyk występujących w procesie udzielania świadczeń medycznych. Środowisko naukowe doskonale to rozumie, dlatego zbudowaliśmy internetową platformę, która korzystając z kilku najważniejszych źródeł takich jak: raporty Rzecznika Praw Pacjenta, orzecznictwo sądowe w sprawach medycznych, audyty ubezpieczeniowe w szpitalach czy opiniowanie sądowo-lekarskie, udostępniliśmy bardzo szeroką listę potencjalnych źródeł ryzyka w obszarach cywilno-prawnych. Osoby odpowiedzialne w szpitalach za szacowanie ryzyka mają gotowy materiał do pracy w myśl zasady: uczmy się na cudzych błędach – dodaje.

Zarządzanie ryzykiem w medycynie dopiero od 25 lat

Specjaliści z Biura Ubezpieczeń Medycznych Mentor, współpracując ze szpitalami z całej Polski, widzą, jak ogromny wysiłek podejmują zarządzający tymi placówkami dyrektorzy oraz ich podwładni, którzy od podstaw wdrażają mechanizmy zarządzania ryzykiem.

- Brokerzy, jak nikt inny, są predestynowani do tego, aby wspierać szpitale w zarządzaniu ryzykiem, gdyż ten proces jest z sukcesem wdrażany i pogłębiany w innych branżach: od produkcji samochodów, RTV i AGD, poprzez przemysł chemiczny, spożywczy, transportowy na usługach finansowych kończąc. Znamy zarządzanie ryzykiem, gdyż jest to bezpośrednio związane z pracą na rzecz naszych klientów innych branż. Zarządzanie ryzykiem dopiero od około 25 lat wkracza w obszar udzielania świadczeń medycznych, jest to proces systematyczny, który osiągnął w niektórych państwach; takich jak USA, Izrael czy Francja lub Skandynawia bardzo duży stopień zaawansowania. Nie jesteśmy wyjątkiem i podążamy e wytyczoną już wcześniej przez innych ścieżką. Ogromną pomocą są standardy wypracowane wcześniej w innych obszarach działalności gospodarczej. Podam jako przykład standard ISO 31000, który w przejrzysty sposób pokazuje, jak zapoczątkować proces zarządzania ryzykiem w podmiocie, który nigdy tego nie robił – dodaje Rafał Biernacki.

Podstawową trudnością dla szpitali w zarządzaniu ryzykiem jest brak wskazanego jednego standardu, jednej procedury na której można oprzeć wszystkie wysiłki organizacji zmierzającej do uporządkowania tego obszaru swojej działalności- uważa dr Marcin Śliwka.

 - Nie można odmówić polskim szpitalom świadomości wagi tego problemu oraz zaangażowania w zdobywaniu coraz bardziej specjalistycznej i szczegółowej wiedzy na ten temat. Wciąż nie ma jednak jasnych wytycznych jaki standard zarządzania ryzykiem wdrożyć w polskich szpitalach, aby powstał jeden spójny system. Pierwszym krokiem w tym kierunku było opublikowanie przez Ministerstwo Zdrowia na początku 2017 roku założeń do Ustawy o jakości. Pojawiła się zapowiedź mocnego zaakcentowania problematyki zarządzania ryzykiem, na przykład poprzez powołanie zastępcy dyrektora ds. zarządzania ryzykiem, co wskazywało na znaczne podniesienie rangi tego procesu. Nie mamy jednak zapowiedzianego projektu ustawy i nic nie wiemy na temat szczegółowych rozwiązań prawnych w tym zakresie – dodaje Marcin Śliwka.

Skutki zdarzeń nie tylko finansowe

Tymczasem zarządzanie ryzykiem  ma przygotować podmiot leczniczy na negatywne skutki ściśle określonych zdarzeń, najczęściej są to skutki finansowe, ale nie tylko. Wraz z negatywnymi skutkami finansowymi mogą się pojawić problemy logistyczne, problemy w utrzymaniu ciągłości pewnych procesów itp.

- Wiedząc dużo na temat prawdopodobnych negatywnych następstw, jesteśmy w stanie ograniczyć ich liczbę, prawdopodobieństwo powstawania. Czasem jesteśmy w stanie podjąć decyzję o ograniczeniu lub wręcz zaprzestaniu bardzo ryzykownej czynności lub całego procesu, gdyż przewidywane i prawdopodobne negatywne następstwa są zbyt duże. Zarządzamy ryzykiem, bo chcemy w większym stopniu być przygotowani na to co może nas spotkać – wyjaśnia Rafał Biernacki.

Chodzi nie tyle o wykrycie i napiętnowanie nieprawidłowości i ich sprawców, ile o podjęcie działań ograniczających możliwość powtarzania się konkretnych zdarzeń niepożądanych, czyli o wiedzę o poszczególnych procesach i możliwość korygowania tych procesów tak, aby działalność szpitala przebiegała sprawniej, aby pacjenci czuli się bezpieczniej, aby personel był wspierany w codziennej pracy skutecznymi narzędziami przez kierujących podmiotem leczniczym – dodaje Marcin Śliwka.


Zarządzający ryzykiem musi znać szpital

Szpitale różnie rozwiązują proces zarządzania ryzykiem. Czasem zajmują się tym pracownicy odpowiedzialni za jakość lub generalnie za procedury zarządzania. Najważniejsze jednak, żeby był to ktoś kto dobrze zna szpital, jego strukturę, ludzi tam pracujących. Procedura zarządzania ryzykiem to przede wszystkim dotarcie do ludzi na poszczególnych etapach procesu udzielania świadczeń, bo to oni są najlepiej poinformowania o istniejących zagrożeniach tego procesu.

- W żargonie zarządzania ryzykiem nazywa się ich „właścicielami ryzyka”. Dotarcie do nich na etapie identyfikacji i analizy ryzyka a także podczas szacowania ryzyka jest bezcenne. Sprawia, że uzyskujemy najbardziej wartościowe i miarodajne informacje. Z moich obserwacji wynika, że polskie szpitale idą właśnie tym tropem: w procedurę zarządzania ryzykiem angażują pracowników dobrze znających podmiot i jego załogę – dodaje Rafał Biernacki.

 [-OFERTA_HTML-]