W Białymstoku w drodze przetargu wybrano dwie firmy, które są odpowiedzialne za dostarczenie pojemników i wywóz śmieci z miasta podzielonego na sześć sektorów.

Jak mówił na czwartkowej konferencji prasowej zastępca prezydenta Białegostoku Adam Poliński, sytuacja jednak odbiega "zdecydowanie" od oczekiwań mieszkańców, ale również władz miasta. "W związku z tym będziemy zmuszeni do podejmowania działań wynikających z zawartych umów" - dodał.

W imieniu władz miasta i komunalnej spółki "Lech", która odpowiada za wdrażanie nowego systemu w Białymstoku, przeprosił mieszkańców za zaistniałą sytuację.

Poliński mówił, że powodem niezadowolenia miasta z usługi firm jest kwestia wyposażenia posesji (i osiedli) w pojemniki. W niektórych miejscach - to dane z 2 lipca - nie miała ich nawet jeszcze blisko połowa posesji.

Przypomniał, że zgodnie z umowami z firmami, miały one czas do 1 lipca na rozstawienie pojemników przy każdej nieruchomości. "Ale z tych warunków nie wszędzie i nie w pełnym stopniu spółki się wywiązały" - dodał zastępca prezydenta Białegostoku.

Poinformował, że w piątek będą naliczone wykonawcom kary umowne, a miasto nie wyklucza też, że może dojść nawet do odstąpienia od umów. Wtedy miasto z tzw. wolnej ręki wybrałoby wykonawcę umowy w danym sektorze. Pytany też, czy w związku z zaistniałą sytuacją byłaby możliwość zwolnienia mieszkańców z opłat za śmieci w lipcu, powiedział, że nie ma takiej możliwości prawnej.

 

Spółka "Lech" notuje dziennie po kilkaset zgłoszeń od mieszkańców, którzy nie mają pojemników na śmieci albo o zalegających w workach odpadach, a także skargi o tym, że śmieci nie ma gdzie wyrzucać, oraz o braku informacji o terminach ich odbioru.

Według informacji "Lecha", w całym mieście firmy odbierające odpady mają ustawić w sumie 50 tys. kontenerów na odpady. Przedstawiciele podmiotów, które przetargi wygrały uważają, że problem polega na konieczności wymiany kontenerów w bardzo krótkim czasie.

Jedna z firm podaje, że musi postawić 17 tys. kontenerów i "nie ma możliwości technicznej", by zrobić to jednego dnia. Druga zapewnia, że wykorzystuje wszystkie swoje możliwości, a pracownicy biorą nadgodziny, pracują w soboty i niedziele. Uważa, że jest jednak problem z ustaleniem wielkości pojemników i częstotliwości ich opróżniania tam, gdzie spółka dotąd nie działała, stąd możliwe, że w niektórych miejscach śmieci zalegają.