Wyrok nie jest prawomocny.
W procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych władze Sopotu domagały się od prowadzącej klub Agencji Reklamowo-Marketingowej "Event" przeprosin za dotychczasową działalność na terenie miasta klubu "Cocomo" i wpłaty 25 tys. zł na rzecz fundacji "La Strada", działającej przeciwko handlowi ludźmi.
Władze Sopotu argumentowały podczas procesu, że działalność klubu go-go polegała m.in. na nachalnym namawianiu przechodniów do skorzystania z usług lokalu, sprzedaży alkoholu po rażąco wysokich cenach, a także wykorzystywaniu nietrzeźwości klientów do płacenia zawyżonych rachunków. Zdaniem powoda, tego typu działalność psuła renomę Sopotu, który przez lata pracuje na opinię miasta przyjaznego rodzinom, turystom oraz miejsca, gdzie przeprowadza się duże imprezy międzynarodowe sportowe i kulturalne.
"Zachowania pozwanej agencji są bez wątpienia tego rodzaju, że nie zasługują na aprobatę. To jednak nie zmienia tego, że powodowa gmina nie może domagać się ochrony prawnej w taki sposób, jaki sformułowała w pozwie. Istota rzeczy polega na tym, że powódka wnosiła niewłaściwe środki domagając się swojej ochrony" - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Tamowicz.
Jak podkreśliła, roszczenia sądowe władz Sopotu nie przystawały do takich zadań gminy jak utrzymywanie porządku publicznego i bezpieczeństwa.
"Nie ma związku między zachowaniami pozwanej agencji, a działalnością powodowej gminy. Gmina bowiem nie przyjmuje na siebie bezwzględnego obowiązku zapewnienia osobom, które znajdą się na jej terenie, bezpieczeństwa. Krótko mówiąc: nie ma obowiązku uchronienia wszystkich przebywających na jej terytorium od jakichkolwiek negatywnych zachowań" - ocenił sąd.
Jak podkreślił sąd, z ustaleń podczas procesu jednoznacznie wynika, że miały miejsce takie zachowania "jak nakłanianie osób przechodzących w pobliżu lokalu do skorzystania z usług, czy też już w samym lokalu sprzedaż alkoholu - po delikatnie rzecz ujmując - cenach nieadekwatnych do kosztów tego rodzaju działalności, czy też wreszcie takie zachowania, które sprawiały, że osoby korzystające z lokalu czuły się wykorzystane".
"Ale te zachowania nie mają bezpośredniego, ani pośredniego związku z działalnością gminy. One nie godzą w dobra osobiste gminy" - uznał sąd.
Zdaniem sądu, istnieją inne metody prawne, które mogą uchronić mieszkańców bądź przyjezdnych od różnych negatywnych zdarzeń, które miały miejsce w lokalu pozwanej spółki.
Pełnomocnik powoda Roman Nowosielski zapowiedział złożenie apelacji. Na ogłoszeniu wyroku nie było przedstawiciela pozwanego. Pełnomocnik agencji "Event" mówił wcześniej PAP, że spółka nie ma już w Polsce żadnego klubu striptizerskiego. Miasto twierdzi jednak, że najemcą lokalu po "Cocomo", w którym teraz działa inny klub go-go - jest pozwana spółka.
"Sąd kategorycznie stwierdził, że tego rodzaju praktyki stosowane przez stronę pozwaną są niedopuszczalne. Ale sąd nie wyciąga jednocześnie wniosku, jak tego rodzaju praktyki rzutują na dobrą opinię podmiotu, jakim jest gmina jako osoba prawna. Sąd zatrzymał się w pół kroku. Moim zdaniem, nietrafny jest pogląd, że gminie nie przysługuje ochrona prawna" - powiedział dziennikarzom Nowosielski.
Po raz pierwszy spór między gminą Sopot a agencją "Event" sąd rozstrzygał w marcu 2015 r. Na zaocznym posiedzeniu, bez przesłuchiwania stron, ocenił, że roszczenia miasta są bezpodstawne. W kwietniu 2016 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku po zażaleniu Sopotu uznał, że sąd niższej instancji musi się ponownie zająć tą sprawą.
Z treści poprzedniego pozwu samorząd wycofał wezwanie właścicieli klubu go-go do zaprzestania działań, które miały - zdaniem powoda - charakter nieuczciwej konkurencji. Decyzja o zmianie treści pozwu zapadła po tym, jak Sąd Apelacyjny uznał, że gmina nie jest klasycznym podmiotem prowadzącym działalność gospodarczą. Po zmianie treści pozwu agencja "Event" wniosła powództwo wzajemne, w którym żąda od gminy przeprosin za bezzasadne powództwo dotyczące nieuczciwej konkurencji. Sąd oddalił w poniedziałek powództwo agencji.
W całym kraju prowadzonych było ponad 50 śledztw w sprawie klubów typu Go Go Cocomo. Klienci skarżyli się na wysokie rachunki, jakie przyszło im płacić za alkohol; twierdzili, że mogli być odurzani środkami podanymi w alkoholu. Ich zgłoszenia zazwyczaj kończyły się w prokuraturze umorzeniami lub odmową wszczęcia postępowania. Obsługa zapewniała, że rachunki klienci płacili dobrowolnie, w klubach jest monitoring, a ceny drogich drinków i szampanów znajdują się w menu.
Podobny do sopockiego proces wytoczyły agencji władze Wrocławia. W sierpniu ub.r. tamtejszy sąd apelacyjny oddalił powództwo uznając, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych gminy. (PAP)
rop/ malk/