Podjęli taką decyzję po wypowiedzi rzeczniczki prezydenta Białegostoku, iż do czasu oceny zdarzeń przez prokuraturę, nie będzie żadnej akcji usuwania napisów z pomnika. Ich umieszczenie władze miasta oceniają bowiem jako bezprawne.

 

Jak powiedział PAP przedstawiciel osób broniących pomnika Andrzej Guzowski, są też dwa inne powody zawieszenia protestu. Po pierwsze, wiele osób chce w spokoju przeżyć uroczystości pogrzebowe Krzysztofa Wasilewskiego - przewodniczącego Klubu Więzionych, Internowanych i Represjonowanych, która to organizacja jest jednym z pomysłodawców akcji umieszczenia napisów na pomniku. Wasilewski zmarł nagle w nocy z soboty na niedzielę, miał 51 lat. Pogrzeb odbędzie się w środę.

 

Ponadto organizatorzy akcji chcą po tych uroczystościach skierować do prezydenta miasta prośbę o "nawiązanie dialogu", w formie panelu dyskusyjnego m.in. z udziałem historyków, ale także stron konfliktu, poświęconego pomnikowi. Temu, czym był w historii, dla kogo powstał, ale także temu, jakie znaczenie mają słowa "Bóg, honor, ojczyzna" czy korona na głowie orła.

 

Po zawieszeniu akcji, która trwała dobę, jej organizatorzy zabrali sprzed pomnika swój namiot, ale zostawili transparent z hasłem: "Bronimy napisu: Bóg, honor, ojczyzna".

 

Nowe elementy pojawiły się na pomniku w sobotę rano. Umieścili je tam przedstawiciele kilku organizacji, m.in. członkowie Klubu Więzionych, Internowanych i Represjonowanych oraz Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego. Użyli do tego celu podnośnika i - nie niepokojeni przez nikogo - na pionowych elementach pomnika, kilka metrów nad ziemią, umieścili pionowe napisy, a na głowie orła, który zwieńcza postument - koronę.

 

W niedzielę zastępca prezydenta Białegostoku Aleksander Sosna zapowiedział, że wszystkie te elementy zostaną zdjęte, a działanie inicjatorów akcji ocenił jako bezprawne. To oświadczenie sprawiło, że wieczorem przy pomniku zebrało się kilkadziesiąt osób, które zapowiedziały, iż będą tam prowadziły społeczne dyżury i pilnowały tego miejsca, by napisy i korona zdjęte nie zostały. Dyżury trwały całą noc i cały poniedziałek.

 

W poniedziałek władze miasta zawiadomiły o zdarzeniu prokuraturę, ale także m.in. konserwatora zabytków i Wojewódzką Radę Kombatantów (do której organizacje stojące za akcją nie należą - PAP). Jak mówiła jednak PAP rzecznik prezydenta miasta Urszula Sienkiewicz, nie ma planów jakichś siłowych rozwiązań problemu.

 

"To teraz jest polski pomnik, bo w wolnej Polsce pomniki są z orłem w koronie i dewizą Polaków: +Bóg, honor, ojczyzna+" - mówił dziennikarzom Tadeusz Waśniewski, prezes oddziału Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego w Białymstoku. Podkreślał, że akcja nie ma charakteru politycznego, nikt z organizatorów nie należy do żadnej partii. "Wszystkie drogi prawne (by umieścić napisy na pomniku - PAP) wyczerpaliśmy. Dlaczego żołnierze podziemia, którzy oddali życie za wolną Polskę, nie mogą mieć pomnika autentycznego, polskiego?" - pytał Waśniewski.

 

Po południu organizatorzy akcji skierowali zaproszenie do spotkania do prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego. Urszula Sienkiewicz poinformowała PAP, że do środy prezydent jest na urlopie.

 

Pomnik ma ok. 20 metrów wysokości, powstał w latach 70. ubiegłego wieku i jest poświęcony "Bohaterom Ziemi Białostockiej poległym w walce o Polskę Ludową”. Stoi w centrum miasta, obok budynku wydziałów humanistycznych Uniwersytetu w Białymstoku, w przeszłości siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

 

Umieszczenie napisów odbyło się w ramach akcji "odkomunizowania pomnika". Organizatorzy akcji tłumaczą, że takie zmiany proponowali już wcześniej, ale nie uzyskali na to zgody. W ich ocenie pomnik to m.in. symbol sowieckiego ucisku, a podobne są w Polsce demontowane. (PAP)

 

rof/ rda/