W piątek 29 sierpnia br. Sejm ostatecznie przyjął nowelizację ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. – Prawo zamówień publicznych (Dz. U. z 2013 r. poz. 907). Dzięki nowym przepisom, nastąpi koniec zatrudniania na umowach śmieciowych przy realizacji zamówień publicznych. Obecnie w 92 proc. przetargów decyduje cena. A żeby zaoferować jak najniższą cenę, wielu zamawiających woli unikać zatrudniania na etat, bo to oznacza ekstra koszty.

Nowelizacja p.z.p. pozwoli wpisać do siwz wymóg „zatrudnienia na podstawie umowy o pracę przez wykonawcę lub podwykonawcę osób wykonujących czynności w trakcie realizacji zamówienia publicznego na roboty budowlane lub usługi, jeżeli jest to uzasadnione przedmiotem tych czynności”. Przepis ten nie oznacza obowiązku a jedynie możliwość zamawiającego do stawiania wymagań związanych z zatrudnieniem. W praktyce wszystko zależeć będzie od urzędników.

– Na pewno część zamawiających sięgnie po ten przepis, zwłaszcza przy zamówieniach na usługi sprzątania czy ochrony. Od lat w branżach tych mówi się o tym, że walka cenowa doprowadziła do patologii i fatalnie odbija się na warunkach pracy w tych zawodach. Firmy schodzą z ceny, tnąc koszty pracy, czyli płacą jak najmniej pracownikom – podkreśla Witold Jarzyński, radca prawny w kancelarii Magnusson, redaktor naczelny pisma „Zamawiający. Zamówienia Publiczne w Praktyce”. 

Jak czytamy w "DGP", urzędnicy powinni wymagać etatów przede wszystkim w przetargach, w których koszty pracy pracownika mają istotny wpływ na ostateczną cenę zamówienia jak np. wskazane powyżej usługi sprzątania, po odśnieżanie ulic i catering. Jednak zamawiający boją się, że nowy wymóg spowoduje też wzrost cen w przetargach.

– Mam nadzieję, że nie będzie to jednak miało wpływu na decyzje zamawiających. Nawet jeśli ceny tych zamówień wzrosną, to raczej nie na tyle, by miało to znaczący wpływ na budżety urzędów czy instytucji – ocenia Witold Jarzyński.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna