- To jest przepis, z którego należy zrezygnować, ponieważ wywołuje on bardzo wiele negatywnych konsekwencji dla naszego życia społecznego" - mówił podczas poniedziałkowej inauguracji kampanii Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Ten Sejm już nic  w tej sprawie zrobić nie może, ale trzeba naciskać na polityków, by wrócili do sprawy po wyborach - dodał. Przekonywał też, że art. 212 często uderza nie tylko w dziennikarzy, ale także w  zwykłych obywateli, którzy w interesie społecznym ujawnili opinii publicznej nieprawidłowości lub fakty związane z osobami pełniącymi funkcje publiczne.
W obecnym brzmieniu art. 212 K.k., ten, kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną o działanie, które może ją poniżyć w opinii publicznej lub podważyć zaufanie do niej, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. Jeżeli sprawca dopuszcza się zniesławienia za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Organizatorzy kampanii są przekonani, że można zrezygnować z penalizacji zniesławienia, ponieważ do jego ścigania wystarczą przepisy Kodeksu cywilnego. - W tej procedurze perspektywa uzyskania satysfakcjonującego zadośćuczynienia jest większa, nie ma natomiast negatywnych skutków procesu karnego. - Istotne jest poszanowanie godności obydwu stron (...) sąd przy użyciu procedury cywilnej musi rozstrzygnąć, które argumenty są lepsze. Czy bardziej należy dać wiarę ochronie reputacji, czy bardziej przeważy interes publiczny w postaci głoszenia różnych twierdzeń. W procesie karnym ta równość nie jest zachowana. Jedna strona jest stawiana w pozycji upokorzenia. I moim zdaniem to jest kluczowy argument, dla którego zajmujemy się art. 212 Kodeksu karnego od tylu lat - powiedział Bodnar. W przedstawianej argumentacji wspierali go prezes Izby Wydawców Prasy Wiesław Podkański i prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych Dominik Księski.
Organizatorzy akcji są przekonani co do słuszności swoich zabiegów, ale nie mogą raczej liczyć na powszechne jej poparcie. Np. obecny na konferencji Ryszard Bańkowicz, prezes Rady Etyki Mediów wprawdzie zadeklarował generalne wsparcie dla idei, ale zgłosił też poważne wątpliwości. Jak twierdził, Rada miała kłopot z przyjęciem jednoznacznej deklaracji w tej sprawie, ponieważ obawia się, że po ewntulanym zniesieniu odpowiedzialności karnej za pomówienie, punkt ciężkości tego tego typu sporów może przenieść się na grunt prawa cywilnego. - A wtedy możemy spodziewać wzrostu wysokości roszczeń, a w konsekwencji też wysokości zasądzanych odszkodowań. To też może może mieć "mrożący wpływ" na dziennikarzy i wydawców - mówił.
Podobną opinię wyraził Paweł Ryczko, aplikant adwokacki z kancelarii specjalizującej się w procesach o ochronę dóbr osobistych oraz broniącej dziennikarzy oskarżanych na podstawie art. 212 kk. Jego zdaniem zniesienie tego przepisu może skutkować lawinowym wzrostem liczby i wysokości odszkodowań za naruszenie dóbr osobistych. - Efektem tego może być także wykształcenie się grupy prawników specjalizujących się w wygrywaniu tego typu procesów, podobnie jak już jest ze sprawami o błędy medyczne. Proszę zwrócić uwagę, jakie sumy odszokodwań już się tam pojawiają - mówił. I dodał, że dziennikarze i wydawcy musieliby, podobnie jak lekarze, ubezpieczać się od odpowiedzialności cywilnej, co musiały oczywiście kosztować.

Kampania ma na celu zebranie jak największej liczby przedwyborczych deklaracji polityków opowiadających się za zniesieniem odpowiedzialności karnej za słowa. Do tej pory organizatorom akcji udało się uzyskać poparcie 17 posłów z PO, PiS, SLD i PSL, którzy podpisali się pod poselską inicjatywą ustawodawczą za skreśleniem art. 212 K.k. Za likwidacją przepisu są także posłowie PJN, którzy pod koniec maja br. złożyli projekt ustawy w tej sprawie.

Czytaj także: Kwiatkowski będzie popierał zniesienie art. 212 kk