Założenie, jakie sobie stawia zespół problemowy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego to wpisanie prawa do niedyskryminacji.
- Zostaną podane ścisłe kryteria, takie jak: płeć, wiek, pochodzenie etniczne lub narodowe – mówi dr Marlena Pecyna z Katedry Prawa Cywilnego UJ, członkini zespołu problemowego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego.
Jak zauważa prof. Justyna Maliszewska-Nienartowicz z UMK w Toruniu projekt nowej dyrektywy unijnej rozszerza ten katalog kryteriów, więc Komisja Kodyfikacyjna powinna wziąć pod uwagę także te zasugerowane przez Unię.
Prawo niedyskryminacji byłoby źródłem roszczenia i jednocześnie ochrony. Kodeks cywilny powinien określić pojęcie dyskryminacji, zwłaszcza pośredniej. Polega ona na tym, ze pod pozorem neutralnego kryterium wprowadza się nierówność. Konieczna jest więc szeroka i pogłębiona debata.
Objęta przepisami powinna być osoba, która dyskryminuje i zleca innym dyskryminację – twierdzi dr Pecyna. Przepisy kodeksu w tym zakresie będą miały zastosowanie np. do umów ubezpieczeniowych, które dyskryminują osoby starsze. W postaci wyższych składek dla pewnej kategorii osób. pod pozorem innych postanowień umowy.
Inny przykład - w sytuacji zatrudnienia, pod pozorem jakości czy efektywności pracy tworzy się grupę statystycznie zagrożoną, choćby - kobiety (premie dostają tylko ci pracownicy, którzy w danym roku nie korzystali ze zwolnień lekarskich).
- Trzeba uregulować także środki ochrony prawnej i już teraz wiemy, że będzie to delikt – wyjaśnia dr Pecyna. – Czasami odpowiedzialność deliktowa jest niewystarczająca ze względu na ciężar dowodu. Chcielibyśmy inaczej ukształtować tę odpowiedzialność. Polegałaby ona na tym, że jeśli ktoś ma uzasadnione podstawy do roszczenia, to wprowadzamy domniemanie prawne, które może być wzruszone przez osobę dyskryminującą. Ale wtedy ciężar dowodu spoczywałby na osobie dyskryminującej. Będzie musiała wykazać, że nie dyskryminowała – dodaje dr Marlena Pecyna.
Od odpowiedzialności będzie można się wybronić w przypadku, gdy dyskryminujący dowiedzie, że nierówne traktowanie było uzasadnione usprawiedliwionym celem, albo kryterium nie było dyskryminujące. Zakaz dyskryminacji nie może mieć charakteru bezwzględnego.
Sceptycznie do tego projektu odnosi się prof. Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku. Uważa, że takich przepisów nie będzie się stosować z powodu braku narzędzi prawnych do ich egzekwowania.
- Zostaną podane ścisłe kryteria, takie jak: płeć, wiek, pochodzenie etniczne lub narodowe – mówi dr Marlena Pecyna z Katedry Prawa Cywilnego UJ, członkini zespołu problemowego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego.
Jak zauważa prof. Justyna Maliszewska-Nienartowicz z UMK w Toruniu projekt nowej dyrektywy unijnej rozszerza ten katalog kryteriów, więc Komisja Kodyfikacyjna powinna wziąć pod uwagę także te zasugerowane przez Unię.
Prawo niedyskryminacji byłoby źródłem roszczenia i jednocześnie ochrony. Kodeks cywilny powinien określić pojęcie dyskryminacji, zwłaszcza pośredniej. Polega ona na tym, ze pod pozorem neutralnego kryterium wprowadza się nierówność. Konieczna jest więc szeroka i pogłębiona debata.
Objęta przepisami powinna być osoba, która dyskryminuje i zleca innym dyskryminację – twierdzi dr Pecyna. Przepisy kodeksu w tym zakresie będą miały zastosowanie np. do umów ubezpieczeniowych, które dyskryminują osoby starsze. W postaci wyższych składek dla pewnej kategorii osób. pod pozorem innych postanowień umowy.
Inny przykład - w sytuacji zatrudnienia, pod pozorem jakości czy efektywności pracy tworzy się grupę statystycznie zagrożoną, choćby - kobiety (premie dostają tylko ci pracownicy, którzy w danym roku nie korzystali ze zwolnień lekarskich).
- Trzeba uregulować także środki ochrony prawnej i już teraz wiemy, że będzie to delikt – wyjaśnia dr Pecyna. – Czasami odpowiedzialność deliktowa jest niewystarczająca ze względu na ciężar dowodu. Chcielibyśmy inaczej ukształtować tę odpowiedzialność. Polegałaby ona na tym, że jeśli ktoś ma uzasadnione podstawy do roszczenia, to wprowadzamy domniemanie prawne, które może być wzruszone przez osobę dyskryminującą. Ale wtedy ciężar dowodu spoczywałby na osobie dyskryminującej. Będzie musiała wykazać, że nie dyskryminowała – dodaje dr Marlena Pecyna.
Od odpowiedzialności będzie można się wybronić w przypadku, gdy dyskryminujący dowiedzie, że nierówne traktowanie było uzasadnione usprawiedliwionym celem, albo kryterium nie było dyskryminujące. Zakaz dyskryminacji nie może mieć charakteru bezwzględnego.
Sceptycznie do tego projektu odnosi się prof. Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku. Uważa, że takich przepisów nie będzie się stosować z powodu braku narzędzi prawnych do ich egzekwowania.