Niezależnie od tego czym skończy się obecna fala protestów pracowników służby zdrowia, to i tak generalnego problemu tej branży nie da się rozwiązać bez reform systemowych. Konieczne są poważne decyzje co do zasad finansowania opieki medycznej jak i przeznaczenie na ten cel znacznie większych środków. Nie można tego zrobić bez daleko idących zmian w prawie, niezbędna też będzie zmiana Konstytucji.

Jeśli chcemy mieć lepszą ochronę zdrowia, to musimy na nią więcej wydać. Większość z autorów projektów reform, jakie teraz powstają zarówno w sferach rządowych jak i społecznych jest zdania, że pieniądze te powinny pochodzić raczej z naszych kieszeni niż z budżetu państwa. Spory dotyczą co najwyżej tego, czy powinniśmy płacić bezpośrednio za usługi otrzymywane w szpitalach i przychodniach, czy może powinno się to odbywać za pośrednictwem towarzystw ubezpieczeniowych. Jak by to jednak nie było, będą to nasze pieniądze. I w tym właśnie tkwi problem, z którym borykać się będą autorzy ewentualnej reformy.

Otóż obowiązująca obecnie Konstytucja zapewnia każdemu obywatelowi Rzeczypospolitej Polskiej „równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Jak by interpretatorzy Ustawy Zasadniczej nie gimnastykowali się, to pieniędzy wpłacanych przez pacjenta do kasy szpitala nie da się zakwalifikować jako „środków publicznych”. Takiego charakteru nie mają też fundusze gromadzone przez towarzystwa ubezpieczeniowe ze składek posiadaczy polis, bo ubezpieczenia takie mają charakter umów cywilnoprawnych. Co innego państwowe ubezpieczenie zdrowotne. Podniesienie tego quasi podatku z obecnych 9 np. na 13 procent, jak proponuje minister Religa, nie byłoby sprzeczne z Konstytucją, ale na to zgody z żadnej strony nie słychać.

Tak czy siak, jeśli zaprojektowana zostanie jakaś forma odpłatności za usługi medyczne, to Konstytucję trzeba będzie zmieniać. Zdaniem wybitnego konstytucjonalisty prof. Piotra Winczorka, bez tego można co najwyżej wprowadzić opłaty za wyżywienie i noclegi w szpitalu, no może jeszcze za pobyt w sanatorium. – Jednak jakiekolwiek opłaty za zabiegi medyczne już będą naruszać konstytucyjny przepis o „świadczeniach opieki medycznej finansowanej ze środków publicznych” – mówi prof. Winczorek. Jego zdaniem napisana ponad dziesięć lat temu Konstytucja za bardzo tkwi jeszcze w kręgu postocjalistycznych wyobrażeń. – Wobec zmian, jakie zachodzą na świecie i w Polsce, w tym w nauce i technologii związanej z medycyną, trudno będzie utrzymać opisany w niej katalog praw socjalnych – mówi prof. Winczorek.

Permanentny kryzys, jaki mamy w ochronie zdrowia, nakazuje zmiany zacząć od tej dziedziny. Okazją do dyskusji na ten temat będzie przygotowywany przez ministra zdrowia „koszyk świadczeń gwarantowanych”. Ma on zawierać wykaz usług i zabiegów, które będą nam się należały za darmo, tzn. za składkę płaconą do NFZ. Za resztę trzeba będzie płacić. Na tej liście być może znajdą się noclegi i wyżywienie, a na pewno mityczne operacje plastyczne, które były wymieniane jako kandydaci do skreślenia przy wszystkich poprzednich przymiarkach do reformy, teraz minister dodaje porody rodzinne.  Na pewno jednak będzie tego za mało dla uporządkowania finansów służby zdrowia, więc na liście zabiegów odpłatnych muszą znaleźć się także normalne procedury związane z badaniem i leczeniem pacjentów.

Jeśli przed uchwaleniem takiego prawa nie zostanie zmieniona Konstytucja, to tylko patrzeć, kto pierwszy zaskarży je do Trybunału Konstytucyjnego.