Prace radcowskiej grupy ekspertów to efekt inicjatywy z 2016 r. sygnatariuszy Porozumienia Samorządów i Stowarzyszeń Zawodów Prawniczych zmierzającej do przedstawienia propozycji środowiska prawniczego prowadzących do usprawnienia funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.
- Doszliśmy do wniosku, że niektóre sprawy dziś rozpatrywane przez sądy nie muszą koniecznie do nich trafiać i nie powinno to się odbić na obniżeniu poziomu uzasadnionej ochrony prawnej obywatela, którą ma zapewnić państwo. Mniej obciążone sądy powinny wówczas rozstrzygać sprawniej - czyli też i szybciej – mówi kierujący tą grupą ekspertów Dariusz Sałajewski, były prezes Krajowej Rady Radców Prawnych. I jako jedną z nich wskazuje możliwość wyprowadzenia z sądów niespornych spraw rozwodowych.

Alternatywna droga do rozwodu
Radcowski zespół proponuje wprowadzenie alternatywnych do sądownictwa powszechnego trybów rozpoznawania niektórych spraw z zakresu prawa rodzinnego, w tym możliwość zawarcia rozwodu u notariusza.
Według projektu powinno być możliwe zawarcie przed notariuszem ugody w sprawie rozwodu (a także separacji) w sytuacji zgodnej woli małżonków, bez określania winy, i jedynie w odniesieniu do małżeństw bez małoletnich dzieci. Jego autorzy proponują też wprowadzenie możliwości zawarcia przez rodziców przed notariuszem porozumienia w sprawie kontaktów z małoletnim dzieckiem, z nadaniem takiej ugodzie skuteczności i wykonalności równej orzeczeniu sądowemu.

Mniej pracy dla sędziów
Pomysł podoba się sędziemu rodzinnemu z Olsztyna Jackowi Ignaczewskiemu. Jak mówi, każde ograniczenie liczby spraw, którymi muszą zajmować się sędziowie byłoby korzystne, bo pozwoliłoby im szybciej i z większym namysłem zajmować się tymi pozostałymi. – Jeśli oboje małżonkowie są zdecydowani na rozstanie i nie chcą orzekania o winie, a do tego nie mają małoletnich dzieci, to jak najbardziej można takie rozwiązanie wprowadzić – mówi. Ale dodaje, że pomysł nie jest nowy, a jak przypomina, były już kiedyś pomysły idące jeszcze dalej, by takie niekonfliktowe rozwody przeprowadzać w urzędach stanu cywilnego. – Z tymi urzędami to może przesada, ale załatwienie tego w formie aktu notarialnego byłoby do przyjęcia – stwierdza sędzia.

Podobnego zdania jest krakowski adwokat Janusz Długopolski. Jak mówi, nie miałby nic przeciwko wprowadzeniu takich rozwodów za zgodą obu stron i bez orzekania o winie u notariusza. Ma jednak wątpliwości, czy korzyść z tego dla sądów będzie duża. – Bo przecież taki niesporny rozwód sąd też może przeprowadzić na jednym posiedzeniu – mówi. - Ale być może wyeliminowanie tego jednego posiedzenia i związanej z tym pracy sędziego oraz sekretariatu też jest „zyskiem” godnym zachodu – dodaje. Zdaniem mec. Długopolskiego istotna byłaby tu proporcja pomiędzy tymi konfliktowymi i bezkonfliktowymi rozwodami, a także tymi, gdzie nie problemu opieki nad dziećmi. – Jeśli tych drugich jest dużo, to warto taką możliwość rozważyć – stwierdza. Jego zdaniem przybywa właśnie takich rozwodów bezkonfliktowych, co jest skutkiem pozytywnych procesów społeczno-ekonomicznych zachodzących w polskim społeczeństwie. – Kiedyś jednym z podstawowych czynników motywujących do zabiegania o orzeczenie o winie była sprawa mieszkania, bo zwykle strona uznana za winną rozpadu małżeństwa musiała je opuścić. Teraz prawo do zatrzymania mieszkania jest już taką sprawą „być albo nie być”, a więc maleje skłonność do udowadniania winy przy rozwodach – mówi. I dodaje, że jest zwolennikiem szukania takich alternatywnych rozwiązań, które odciążałyby sądy.

Po rozwód do sądu, bo to poważna sprawa
Przeciwniczką takiej propozycji jest zajmująca się od ponad 50 lat rozwodami adwokat Ewa Milewska-Celińska w Warszawy. Przede wszystkim dlatego, że jak twierdzi bardzo często granica między zgodą a niezgodą na rozwód, a także między żądaniem i brakiem oczekiwania orzekania o winie jest płynna. – Często zdarza się, że w sądzie rozprawa rozpoczynjąca się jako taka bez orzekania o winie i w trakcie przekształca się jednak w bardziej skomplikowaną, bo ludzie zmieniają zdanie – mówi. I dodaje, że podobnie mogłoby być także w tych postępowaniach u notariuszy, że sprawa musiałaby jednak i tak trafić do sądu. – A jeśli to jest zgodny rozwód o to on w sądzie też będzie trwał krótko – mówi. I dodaje, że ma jak najgorsze zdanie o rozwodach z krajów, w których można je uzyskać w innych organach niż sądy, na przykład w Norwegii i burmistrza. – Małżeństwo jest czymś poważnym i sąd jest jednak najwłaściwszym miejscem do jego ewentualnego rozwiązania – podkreśla mec. Milewska-Celińska.

Adwokat zwróciła też uwagę na kontekst polityczno-moralny tego projektu sugerując, że w obecnej sytuacji w Polsce byłby on raczej trudny do przeprowadzenia. Podobnego zdania jest też adw. Janusz Długopolski, którego zdaniem proponowanie takiego rozwiązania byłoby odebrane jaku próba uproszczenia drogi do rozwodu, co skutkowałoby oporem ze strony części sił politycznych, a szczególnie ze strony Kościoła.

Delikatna sprawa dla każdej władzy
Ten wątek zna i ocenia w jego kontekście projekt jako nierealny także sędzia Jacek Ignaczewski. Jak wspomina, gdy jeszcze za poprzedniego rządu pracował w ramach oddelegowania w Ministerstwie Sprawiedliwości to proponował wprowadzenie pełnomocnictwa opiekuńczego wobec dzieci, które mogłoby być wystawiane u notariusza na przykład dla dziadków lub innych członków rodziny przez rodziców wyjeżdżających na dłużej za granicę. – Teraz zapewnienie w takiej sytuacji efektywnej opieki nad dziećmi można uzyskać tylko poprzez czasowe zawieszenie władzy rodzicielskiej przez sąd, co jest bardziej skomplikowane i ma pejoratywne konotacje. A przecież w wielu życiowych sytuacjach mogłoby to być korzystne rozwiązanie. Ale za poprzedniego rządu też to nie przeszło – mówi.
- Z moich obserwacji wynika, że jaki rząd to by nie był, lewicowy czy prawicowy, to bałby się jakiejkolwiek próby wprowadzenia tego typu zmian w prawie rodzinnym – komentuje sędzia Ignaczewski.