Wszyscy już – albo prawie wszyscy – wiedzą, że kluczowy dla problemu umowy ACTA  jest artykuł 27 ust. 4, który mówi - choć i inne, jak art. 11na co wskazują specjaliści są też istotne - że strona umowy może (...) zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, przewidzieć możliwość wydania przez swoje właściwe organy dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia (...) praw związanych ze znakami towarowymi, praw autorskich i pokrewnych.
Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni podkreślał w wielu ostatnich wypowiedziach, że jeśli w artykule tym pojawiają się zagrożenia dotyczące osób prywatnych, internautów, to Polska na pewno tego nie wprowadzi do krajowego prawa. Podpisanie tego dokumentu nie oznacza jego funkcjonowania jako prawa - zaznaczał Boni.

Nie ma możliwości zmiany ACTA w Polsce
Innego zdanie niż min. Boni jest prof. Genowefa Grabowska z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Minister nie może obiecać, że nie zrobi tego, co nakazuje umowa międzynarodowa, którą państwo podpisze i ratyfikuje. Trzeba było myśleć wcześniej.
Jej zdaniem, polski rząd zastrzeżenie co do art. 27 ACTA powinien złożyć przed jej podpisaniem, bo możliwość taką dawała Konwencja wiedeńska o prawie traktatów. Kto, jak kto ale, urzędnicy MSZ powinni o tym wiedzieć - można powiedzieć po wypowiedzi pani profesor. To podstawowy dokument, który przewiduje, że państwo może złożyć zastrzeżenie przy podpisywaniu umowy i przy ratyfikacji.
Zastrzeżenie, które albo modyfikuje skutki umowy, albo wręcz wyłącza niektóre jej postanowienia - tłumaczy prawniczka. Podkreśla też, że błędny jest pogląd, który zakłada, że od niektórych zapisów ACTA Polska może odstąpić w drodze ratyfikacji umowy. W ustawach ratyfikacyjnych Sejm i Senat mają tylko odpowiedzieć na pytanie, czy dają zgodę na ratyfikację, czy nie. Tu nie ma miejsca na jakąkolwiek ingerencję w  treść umowy.
Tą opinię podziela także Paweł Kowalski z Katedry Prawa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Na tym etapie, po podpisaniu umowy, nie można bezpośrednio usunąć tylko jednego artykułu. W momencie, kiedy ma dojść do ratyfikacji tego dokumentu to nie dyskutuje się już nad jego treścią, tylko przyjmuje się go w takiej formie, w jakiej został wynegocjowany (...). Mowa o wykluczeniu artykułu wiąże się ze zmianą tej umowy, czyli z ponownym procesem negocjacyjnym - zauważył.
A dodatkowo nie jest jasna do końca prawna pozycja umowy międzynarodowej. Warto zwrócić uwagę, że polska konstytucja daje prymat zastosowania takich umów przed krajowym systemem ustaw.
Ratyfikacja to ostateczne związanie się tą umową. Jeżeli chcielibyśmy ją zmienić, musimy jeszcze raz pojechać na negocjacje, wynegocjować inny tekst umowy, np. bez art. 27 ustęp 4, i dopiero wtedy go ratyfikować. Ale to się raczej nie stanie, bo ten sam tekst umowy został już podpisany przez 22 państwa unijne - tłumaczy.
Prof. Grabowska dodaje jeszcze, że ewentualne polskie zastrzeżenie musiałyby przyjąć także inne państwa, które podpisały ACTA. Miałyby też one jednak prawo polskie zastrzeżenie odrzucić. Na pytanie, czy w obecnej sytuacji Polska może uniknąć obowiązywania tego zapisu, prawniczka odpowiedziała, że raczej nie, ponieważ - jej zdaniem - wszystko wskazuje na to, że ACTA Polska przyjmie w całości. Albo nie przyjmie, a odrzuci w całości nie ratyfikując jej.

Kilka krytycznych opinii o samej umowie ACTA
Podpisanie tej umowy powoduje podwyższenie międzynarodowego standardu ochrony praw własności intelektualnej. Standardu, który poddawany jest krytyce zarówno z prawnego, jak i ekonomicznego punktu widzenia. Podpisanie tego traktatu spowoduje "zabetonowanie" obecnego systemu, w znacznym stopniu uniemożliwiając jego późniejszą zmianę. Reforma obecnego modelu jest działaniem niezbędnym, zaś treść umowy ACTA należy uznać za anachroniczną – uznaje Konrad Gliściński, doktorant w Katedrze Prawa Cywilnego Uniwersytetu Jagiellońskiego 
Dzisiejszy model ochrony praw twórców i wynalazców musi zostać oparty o mechanizmy kooperacji, a nie wzajemnego blokowania. Świadczą o tym raporty organizacji międzynarodowych, w tym niedawno opublikowany, w październiku 2011 roku, raport OECD nt. ochrony własności intelektualnej w obszarze life science.
Niejednoznaczność niektórych zapisów spowodować może tzw. chilling effect - w związku z niepewnością prawa użytkownicy sieci, jak i przedsiębiorcy będą ograniczać swoje zachowania "na wyrost", tylko po to, by nie narazić się na możliwość naruszenia; naruszenia mogącego skutkować wysokimi odszkodowaniami lub nawet odpowiedzialnością karną – uważa prawnik.
W demokratycznym państwie prawa nie wolno podpisywać umów międzynarodowych - podkreśla, co do których tak wiele instytucji publicznych, organizacji prywatnych oraz znaczna część społeczeństwa wyraziła stosunek negatywny. Zbyt wiele wątpliwości natury prawnej i ekonomicznej powoduje, że wstrzymanie się z podpisaniem tego dokumentu było niezbędne.

Jedyna szansa w Parlamencie Europejskim
Prof. Grabowska widzi jednak wyjście z trudnej sytuacji w negatywnym nastawieniu do ACTA Parlamentu Europejskiego. Przypomniała, że z bycia sprawozdawcą ACTA w ostatnich dniach zrezygnował socjalistyczny eurodeputowany Kader Arif mówiąc, że "to przedstawienie, w którym nie weźmie udziału". Dystans do pochopnych zobowiązań międzynarodowych we wspólnocie europejskiej wyraźnie wzrósł.
Wskazała też na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z ubiegłego roku, w którym sędziowie odnieśli się do sprawy nałożenia na dostawcę internetowego obowiązku filtrowania wiadomości, które umieszczają użytkownicy.(publikowaliśmy ten wyrok w piątek 27 stycznia br. - więcej>>>) "Trybunał orzekł, że dostawca nie ma takiego obowiązku i nie może go być, ponieważ godzi to w prawa wszystkich, którzy korzystają z internetu. Po to, żeby wyłapać kilka nieuczciwych wpisów lub zapobiec bezprawnych operacji w kontencie sieciowym, które są niewygodne, nie można śledzić, podejrzewać, sprawdzać wszystkich – podkreśla ekspertka.