Kryzys – jak wiadomo – wymaga kryzysowego reagowania: zdecydowanego i radykalnego; węzeł gordyjski najlepiej oczywiście rozwiązać, przecinając go. A więc szuka się uniwersalnej recepty. Mnożą się zatem nieśmiertelne wezwania do „zmian ustawodawczych”, jakby samo dotknięcie legislatywy rozwiązywało jakikolwiek problem, bez precyzowania w tym wypadku zresztą, czy odnosić się by to miało do organizacji samego sądownictwa, czy też jakiegoś (i jakiego?) przedmiotu jego działania. A przecież „zmiana ustawy” jest tylko instrumentem, a nie celem działań naprawczych, i to środkiem nie zawsze koniecznym (bo w wielu wypadkach wystarczy zmiana praktyki – trzeba tylko chcieć i umieć to zrobić), a nigdy nie bywa też środkiem wystarczającym, aby uzdrowić dokuczliwą rzeczywistość. Wierzący w dobroczynne oddziaływanie marchewki lansują tezę, że wszystko da się rozwiązać pieniądzem (najlepiej na płace). Inni opowiadają się za strategią kija (ogólne wzmożenie dyscypliny), ograniczenie przywilejów (w tym niesłusznie zaliczanego do przywilejów immunitetu sędziowskiego), wymiana przeżartych korporacjonizmem i nepotyzmem kadr i ufundowanie w to miejsce kadr nowych, młodych, z defi nicji niezdeprawowanych historycznie i politycznie.
Artykuł „Niedomagająca legitymizacja trzeciej władzy” ukazał się w dodatku do „Monitora Prawniczego” nr 3/2010