Beata Igielska:  Gdy zobaczyłam, jak pan przemawiał na pikiecie pod MEiN, pomyślałam, że dobrze byłoby, gdyby wszystkie nauczycielskie związki dogadały się. Za parę dni wydaliście wspólne oświadczenie. To był najwyższy czas, żeby się dogadać.

Sławomir Wittkowicz:  Zdecydowanie tak. Tylko do dogadania potrzeba było wszystkich związków. NSZZ Solidarność potrzebowała znacznie więcej czasu, by dojrzeć do konieczności wspólnych działań. Stało się tak również dzięki naciskowi oddolnemu - członkowie nauczycielskiej Solidarności powiedzieli, że inne organizacje idą razem. To spowodowało niechętne przymuszenie władz krajowej sekcji, żeby poszukać ścieżek dojścia do porozumienia i sprawdzenia, czy wspólnie mamy możliwości nacisków w konkretnych sprawach, nie patrząc na to, co nas dzieli. Jeśli różnicę zdań będziemy uzewnętrzniać, wtedy nic nie zmienimy. A teraz wspólnie poszukamy tego, co jest naszym obowiązkiem, czyli jak skutecznie reprezentować interesy 600 tys. ludzi, bez względu na to, jaką mają przynależność związkową. Cieszę się, że udało się przekonać koleżanki i kolegów z Solidarności do takiego postawienia sprawy.

Czytaj: Związki zawodowe solidarnie przeciwne zmianom w Karcie Nauczyciela>>
 

Co najbardziej uwiera?

Do MEiN poszły już formalne stanowiska wszystkich związków zawodowych. Są negatywne wobec propozycji przedstawionych przez ministerstwo 21 września br. Wstępnie na 22 października jest zaplanowane spotkanie całego zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli z ministrem. Zobaczymy, czy tego dnia minister przedstawi nam nową ofertę, czy podtrzyma swoje propozycje, które zostały przez związki zawodowe praktycznie w całości odrzucone. Dopiero więc po tym spotkaniu będziemy wiedzieć, co dalej robimy. Zakładam, że minister jest gotowy do weryfikacji swojego stanowiska i rozpoczniemy rozmowy dotyczące precyzyjnego systemu wynagradzania powiązanego z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Istotna jest też kwestia artykułu 88 Karty nauczyciela, czyli przywrócenie uprawnień emerytalnych po 20 i 25 latach pracy w szczególnym charakterze, przy tablicy. Zapewnienia ministra, że możemy na ten temat rozmawiać, pojawiają się jedynie w mediach, w pisemnych propozycjach nie ma na ten temat ani słowa. Jest to ciekawy sposób prowadzenia rozmów: co innego mówi się w wywiadach radiowych i na konferencji prasowej, co innego przestawia się formalnie partnerom do zajęcia stanowiska.

Czytaj: Zwiększenie pensum - niby trzyletni okres przejściowy, ale obniżka pensji i etatu od razu>>
 

 

Ale jak wiemy z wypowiedzi ministra, mamy grube miliardy w budżecie i damy radę.

Tak, tak, gotówki mamy ponoć nieprzebrane ilości. Niedawno było ponad sześć miliardów na pensje pracowników oświatowych, teraz już jest osiem. Poczekamy jeszcze do 22 października i może się okazać, że mamy dziesięć miliardów, skoro mamy takie rezerwy finansowe.

 

W jakimś stopniu denerwuje lex Czarnek? Bo koncentrujemy się tu na kwestiach bytowych.

Ale związki zawodowe są właśnie od kwestii bytowych. Odnośnie zaś lex Czarnek wydaliśmy negatywne stanowisko, że nie widzimy merytorycznego uzasadnienia do wprowadzenia tak drastycznych zmian naruszających dziesięcioletni system zarządzania oświatą, czyli równowagę między organem prowadzącym, a organem sprawującym nadzór pedagogiczny. Według nas kuriozalnym rozwiązaniem jest sposób wyboru dyrektora, przesuniecie ciężaru na kuratora i to w sytuacji, gdy jedna osoba dysponuje 5 głosami, czyli głosami 4 osób, które nie uczestniczą w posiedzeniu, nie znają oferty przedstawionej przez kandydata na dyrektora. I w ich imieniu ktoś może głosować. To zupełnie niezrozumiałe. W tej sytuacji uczciwsze byłoby postawienie sprawy, że osobą, która wskazuje dyrektora, jest kurator. Nie trzeba by udawać konkursu. Byłoby jasne: nasz kandydat, my go wskazaliśmy, bierzemy za niego pełną odpowiedzialność.

 

Rozwiązania, o których mówimy, sprawiają, że nauczycieli do pracy w szkole nie ma. Jest słynny baner „Czarnek znajdź nam fizyka”. Jest też zastanawianie się, czy młodzi nauczyciele, którzy przyszli dopiero co do pracy, nie uciekną ze szkoły.

Widzę dwie główne bariery przy naborze nowych osób do zawodu. Po pierwsze wyjątkowo niska, niesatysfakcjonująca płaca. Jak to mówił minister Dariusz Piontkowski: większość nauczycieli zarabia powyżej płacy minimalnej. Jego wypowiedź pokazuje tok rozumowania rządzących. Większość przecież powinna zarabiać wielokrotność minimalnej płacy, to wtedy rozmawialibyśmy o atrakcyjności zawodu. Drugim powodem jest obudowanie prawne powodujące, że nauczycielowi wydłuża się okres startu do 4 lat, a w tym czasie ma ciągle bat nad sobą. To nie sprzyja kreatywności, bo młody człowiek ogląda się, czy coś mu się będzie opłacało, czy dyrektor, rodzic, kurator będą zadowoleni. Najmniej ma być zadowolony przedmiotowo potraktowany uczeń.

 

Minister ma doskonałe w swojej prostocie pomysły.

Przede wszystkim ma doskonałe samopoczucie, którego mu zazdroszczę.

 

Jest też potrzebny wszędzie, np. otwiera drogę na Podkarpaciu.

Może przejdzie do ministerstwa klimatu?

 

Już buduje przecież reaktor atomowy, jak wiemy. Ale wróćmy do tematu: żeby nauczycielom ulżyć w losie, żeby nie było zwolnień, będzie wysyłał na wcześniejsze emerytury.

Pytanie, na jakiego typu emerytury i kim wypełni lukę w szkołach. Jeśli przywróci taką możliwość, według naszych szacunków, ubędzie około 100-140 tys. nauczycieli. Za tym pójdą potężne koszty odpraw emerytalnych, rentowych. Może więc te miliardy, które rosną, pójdą na to właśnie?

 


W gruncie rzeczy życie jest proste: tu się wyśle, tu się przytnie.

Tak, tak. Oświata to zawsze wielkie liczby, 600 tysięcy ludzi. Z danych SIO wyszło ministerstwu, że każdy nauczyciel ma trzy nadgodziny, czyli pracuje co najmniej 21 godzin. Czyli, zdaniem ministerstwa, nie podnoszą pensum o 4 godziny, lecz o godzinę. Nie patrzą na skutki, czym się różni praca nauczyciela klasy zero w przedszkolu, od pracy nauczyciela klasy zero w szkole podstawowej. Jeden będzie miał 20 - godzinne pensum, a drugi będzie miał 22 -godzinne pensum, tzn. będzie pracował w niepełnym wymiarze. Takie są skutki zmian. To samo jest w przypadku klas I-III. Jeśli mówimy o sukcesie edukacyjnym, wszystko zaczyna się od przedszkola i klas I-III. Jeśli tam jest dobrze poprowadzona edukacja, później dziecko ma zdecydowanie lepsze możliwości, nie tylko wyrównania szans, ale swojego rozwoju, zainteresowań. Jeśli więc tak ważny dla dziecka nauczyciel będzie na niepełnym etacie, albo będzie łączył etat w dwóch szkołach, no to jakość jego pracy będzie raczej nie najwyższa.

Czytaj: W Sejme budżet na 2022 rok. Pensje nauczycieli bez zmian>>

O tym problemie mówiliście od początku. Czy nikt was nie słyszy?

Moim zdaniem propozycje z 21 września spełniają trzy wieloletnie postulaty korporacji samorządowych: podniesienie pensum, wyjąwszy nauczycieli przedszkola, liczenie urlopu w dniach roboczych tak, żeby była konieczność zapełnienia obsady na dyżury szkolne w czasie ferii bożonarodzeniowych bądź wielkanocnych - bo jeśli nauczyciel wykorzysta dni wolne zimą i latem, to w czasie ferii świątecznych, będzie musiał pracować na dyżurze opiekuńczym w szkole. Trzecia kwestia realizowana przez ministra Czarnka to zastąpienie semantyczne dzisiejszych średnich wynagrodzeń przeciętnymi, co powoduje, że samorząd nie będzie musiał się co roku rozliczyć, czy wypełnił obowiązek prawny, a w przypadku gdy wypełnił, czy wypłacił jednorazowy dodatek uzupełniający. O ile w wielkich miastach problem jednorazowego dodatku nie występuje, o tyle w mniejszych występuje.

 

Dzięki pomysłom ministerstwa mamy sytuację, że Dariusz Martynowicz, Nauczyciel Roku 2021, może być zwolniony z pracy. Jest najmłodszym polonistą w szkole, a nie ma nikogo w wieku emerytalnym, kto mógłby odejść.

Tak się może stać, jeśli kryterium ustalone przez dyrektora przy ruchach kadrowych, będzie najprostsze jakie może być, to staż pracy. Dlatego warto, żeby pan minister miał świadomość skutków forsowanych przez siebie rozwiązań. One w Excelu ładnie być może będą wyglądały, ale nie uwzględniają sytuacji w konkretnych szkołach. Szkoła szkole nierówna.

 

Najboleśniejszy skutek jest taki, że być może zabraknie nauczycieli...

To już się dzieje. Spójrzmy na szkolnictwo branżowe, ono korzysta z usług emerytowanych nauczycieli. O tym władze oświatowe różnych ekip wiedzą od 20 lat.

 

Jaki interes ma inżynier wykształcony na dobrej politechnice lub w Akademii Górniczo- Hutniczej, żeby pójść do pracy w szkole, skoro nawet pensum nauczycielom zawodu podniesiono?

To są naprawdę elementarne rzeczy. Myślenie przyczynowo- skutkowe pokazuje, że takich rozwiązań nie można wprowadzać. Nauczycielom zawodu podniesiono pensum, a wcześniej zlikwidowano wyższe wynagrodzenia, po czym po pół roku zaczęto narzekać, że nie ma kto uczyć. Mam wrażenie, że myślenie w siedzibie MEiN nie przyjęło się. W resorcie edukacji nie analizuje się skutków podjętych decyzji, nie przyjmuje uwag krytycznych. Być może pan minister spotyka się z takimi osobami, że jak coś powie, wszyscy wstają i mu klaszczą. Jeśli się do tego przyzwyczaił, to jest na złej drodze. Coś pozytywnego może zrobić dopiero wtedy, gdy zderzy się z głosami krytyki i poszuka merytorycznych argumentów, a nie ideologicznych, żeby krytyków przekonać do swoich racji.