Możliwości poprawienia obowiązującego prawa jest mnóstwo. W moim krótkim wystąpieniu ograniczę się do dostrzeżonych mankamentów prawa edukacyjnego, nazywanego popularnie również oświatowym. Zacznijmy od kwestii podstawowej: dlaczego nadal obowiązuje ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty i co z nią zrobić? Zamysł reformy, którą przeprowadzono w latach 2016-2017 (sukcesywnie potem „wygaszając” sześcioletnie szkoły podstawowe, gimnazja, trzyletnie licea itd.), miał polegać na tym, aby starą ustawę, która była jednym z owoców „solidarnościowego” przełomu politycznego, zastąpić czymś rzekomo lepszym. Prawda czy fałsz?

 

Podwyżki dla nauczycieli 2024 r. zaplanowane w budżecie>>

 

Potrzebna rekodyfikacja prawa

Niestety, ustawa – Prawo oświatowe nie jest prawie w niczym lepsza od swojej poprzedniczki. To praktycznie klon ustawy o systemie oświaty. Tworzona w pośpiechu, często nie ma w sobie nawet cienia nowego spojrzenia na stare i znane problemy.

 

Rekodyfikacja prawa oświatowego, którą postuluję, polegałaby na tym, żeby:

  • przepisy o świadectwach i dyplomach, nauce religii, prawach edukacyjnych mniejszości, podręcznikach i programach, ocenianiu oraz o egzaminach zewnętrznych, a także nostryfikacji oraz uznawania świadectw i dyplomów, tj. art. 3-44zzzz i art. 93-93h u.s.o. (ósmoklasisty, maturalnym, zawodowym) przenieść do nowej, kompleksowej ustawy – jej tytuł może brzmieć: „o systemie edukacji”, „Prawo edukacyjne”, choć mógłby brzmieć też „Prawo oświatowe” (musi to jednak być ustawa nowa, bo łatanie starej z 2016 r. skończy się tylko bałaganem i niezrozumieniem, gdzie co jest);
  • ustanowić nową ustawę o pomocy materialnej dla uczniów i studentów – jednolitą dla obu kategorii osób, wyłączając do niej obecne art. 90b-90x u.s.o. oraz art. 86-105 ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz. U. z 2023 r. poz. 742 z późn. zm.) – przy okazji powinno dojść do szerszej dyskusji nt. celów oraz podstaw udzielania pomocy materialnej, zwłaszcza że całymi latami nie nowelizowano głęboko ustawy z dnia 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (t.j. Dz. U. z 2023 r. poz. 901 z późn. zm.), z którą te przepisy korespondują;
  •   ustanowić odrębną ustawę o wypoczynku dzieci i młodzieży, stworzoną z obecnych art. 92a-92t i art. 96a u.s.o. (doklejenie tej materii do u.s.o. było podyktowane tylko przekazaniem kompetencji kuratorom oświaty, ale nie ma wiele wspólnego z edukacją w ścisłym znaczeniu);
  •   przepisy o zadaniach Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji oraz Instytutu Badań Edukacyjnych, obecnie znajdujące się w art. 94b-94ba u.s.o., przenieść do ustawy z dnia 22 grudnia 2015 r. o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji (t.j. Dz. U. z 2020 r. poz. 226 z późn. zm.), względnie do ustawy postulowanej w pkt 1;
  •   pozostawić „na swoim miejscu” ustawę z dnia 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych (t.j. Dz. U. z 2023 r. poz. 1400), ale ją zrewidować – w duchu zwiększenia precyzji przepisów dot. subwencji oświatowej oraz dotacji (aktualnie są one zbyt labilne i nieprzewidywalne zarówno dla JST, jak i dla podmiotów korzystających z dotacji);
  •   pozostałe przepisy ustawy o systemie oświaty są zbędne i powinny być – wraz z nią – po prostu uchylone.

Polska edukacja potrzebuje więcej wolności oraz – co wcale nie jest sprzecznością – lepszej administracji oświatowej. Kuratoria oświaty powinny być fachowe, obsadzone urzędnikami o stabilnym statusie, mającymi rzeczywiste doświadczenie w systemie szkolnictwa. Przy tej okazji zwrócę uwagę na konieczność odbudowy służby cywilnej, która w Polsce aktualnie właściwie już nie istnieje.

 

Szkoły potrzebują więcej wolności

Szkoły powinny posiadać rzeczywistą, gwarantowaną ustawowo – a nie deklarowaną – autonomię organizacyjną w stosunku do państwa. Dyrektorzy szkół (placówek) powinni być wspierani, a nie ustawicznie kontrolowani i karani. Zostawiając do rozsądnej dyskusji ustawę z dnia 26 stycznia 1982 r. Karta Nauczyciela (t.j. Dz. U. z 2023 r. poz. 984 z późn. zm.), należy uporządkować system wynagradzania nauczycieli, który jest anachroniczny i słabo kontrolowalny. Należy również znacząco ograniczyć odpowiedzialność dyscyplinarną nauczycieli, która może służyć jako ideologiczny „straszak” na niepokornych pedagogów, a jest bardzo mocno politycznie uwikłana (rzecznicy dyscyplinarni podlegli wojewodom, działający na polecenie kuratorów, komisje dyscyplinarne przy wojewodach, tylko jedna sądowa instancja odwoławcza – sądy apelacyjne w wydziałach pracy, co ewidentnie narusza prawo do dwóch instancji sądowych, art. 45 i 177 Konstytucji). Liczba pozaedukacyjnych zadań szkół i placówek powinna być zredukowana (choć w sposób rozsądny). Dyrektorzy szkół nie mogą być zmuszani do ciągłego tworzenia procedur na wszystkie okoliczności (włącznie z przemocą w rodzinie). Tę rolę powinna przejąć wyspecjalizowana administracja publiczna – nawet obecne ośrodki pomocy społecznej nie wystarczą, potrzebujemy administracji ds. dzieci i młodzieży, która przejmie od dyrektorów szkół rolę „punktu kontaktowego” dla sądów rodzinnych oraz OPS i będzie w stanie prawidłowo interweniować np. w razie nierespektowania obowiązku szkolnego i nauki.

 

Bliższa współpraca z instytucjami kultury

Szkoły powinny bliżej współpracować z instytucjami kultury, jak muzea i biblioteki publiczne. Należy ożywić dawną ideę ścieżek międzyprzedmiotowych (interdyscyplinarnych, np. edukacja polonistyczno-historyczna, fizyczno-chemiczna itp.). Konieczne jest „odchudzenie” podstawy programowej kształcenia ogólnego oraz ramowych planów nauczania. Uczniowie w XXI w. powinni mieć więcej swobody wyboru swojej drogi. Powinni być wychowywani na świadomych obywateli, a nie (rzekomych) encyklopedystów. Nie każmy im jednocześnie uczyć się o polimerach, całkować, znać szczegółowo przebieg drugiej fazy wojny trzydziestoletniej oraz numer rękawiczek Izabeli Łęckiej. Do nauczania należy wprowadzić elementy kształcenia równoległego (przez inne instytucje) i pośredniego (zwłaszcza tzw. samokształcenie kierowane). Ułatwić dostęp do indywidualnego toku nauczania (tutoring w oświacie ma sens!). Z uwagi na pogłębiający się deficyt nauczycieli, trzeba pilnie pomyśleć nad elementami nauczania hybrydowego. Jednocześnie socjalizująca funkcja szkoły skłania do refleksji nad tzw. nauczaniem domowym. Należy ograniczyć inflację „szkół bez uczniów”, gdzie od razu zapisuje się ich do nauczania domowego („Szkoła w chmurze”). Nie przeczy to jednak potrzebie większego uelastycznienia edukacji szkolnej i jej częściowego „wypchnięcia” do Internetu, co wiąże się z nieuchronnym zjawiskiem kurczenia się zasobów personalnych w oświacie. Część nauczycieli-specjalistów musi być wykorzystywana poprzez dzielenie się nimi w różnych szkołach, również w formule zajęć hybrydowych. Nie zwiększajmy zatem liczby godzin - myślmy, jak ją racjonalnie zmniejszyć!

prof. Mateusz Pilich, adwokat z kancelarii BWHS Wojciechowski Springer i Wspólnicy